środa, 5 marca 2014

Chrust czyli faworki

Ostatki za nami, dzisiaj Popielec. Pomazana popiołami zaczynam postne gotowanie.
Wczoraj zajadaliśmy się chrustem, dzisiaj go dokańczamy. Taka nasza domowa tradycja.
Od kiedy pamiętam, chrust czyli faworki kojarzył mi się właśnie z Ostatkami. Pączki jadało się w Tłusty Czwartek. Ale kiedy sama zaczęłam gotować i piec, szybko zorientowałam się, że powszechna opinia jakoby faworki były trudne i pracochłonne nijak nie zgadzało się z moim nowo zdobywanym doświadczeniem. Ciasto zagniata się błyskawicznie, wszystko co do niego potrzebne zazwyczaj mamy w domu, smażą się szybko tylko trzeba przy nich stać, bo przypalić łatwo. Także faworki robię często, bo naprawdę zachodu niewiele.
Przepis którego trzymam się od lat pochodzi z mojej pierwszej książki kucharskiej, przywiozionej mi lata temu przez mamę. Pamiętacie ją jeszcze? W wielu polskich domach była.  Kuchnia Polska wydana przez Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne w 1987 roku. Moja cała poplamiona, doświadczona kuchnią na niejednej kartce.



20 dkg. mąki pszennej
3 żółtka
odrobina soli
3 do 4 łyżek gęstej, kwaśnej śmietany (sour cream)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka spirytusu (jeśli nie mam, nie dodaję)
tłuszcz do smażenia - od lat smażę na oleju kukurydzianym

Wszystkie składniki ciasta połączyć i zagnieść. Ciasto powinno być elastyczne, mieć konsystencję ciasta na kluski. Odkrajamy małą jego część i wałkujemy dosyć cienko. Trzeba odrobinę podsypywać mąką, ale starajcie się nie za dużo bo mąka będzie się przypalała w czasie smażenia. Kiedy placek już rozwałkowany, kroimy radełkiem długie paski, każdy pasek przekrajamy w środku wzdłuż i przewijamy. Posłużę się tutaj ilustracją z książki:



Smażymy w sporej ilości oleju, najlepiej w płaskim i szerokim garnku, z obydwu stron na jasno złoty kolor. Tutaj trzeba uważać, bo naprawdę łatwo je przypalić. Usmażony chrust odsączmy na ręczniku papierowym, kiedy wystygnie posypujemy delikatnie cukrem pudrem.



Smacznego !

4 komentarze:

  1. jeśli nie masz spirytusu, dodaj łyżkę octu. Ten sam efekt.
    Też uwielbiam. Zawsze mi się wydawało, jak i tobie, że to trudne, ale okazało się łatwiejsze od niejednego ciasta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to fajnie, że trafiłam do twojej Kuchni Literackiej - pobuszowałam po niej, wgryzłam się we wpisy i przepisy, a teraz, najedzona, dziękuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to fajnie, że trafiłaś, bo dzięki temu ja do Ciebie zajrzałam, i już kolejna fajna książka się kupuje :)

      Usuń