wtorek, 18 lutego 2014

Ojejku, ale tu zarosło!

Zarządzam wielkie wietrzenie, odkurzanie, usuwanie pajęczyn...

Jestem, żyję ! Piszę to dlatego, że mi jedna znajoma niedwuznacznie dała do zrozumienia, że mój ostatni post o cmentarzu....a potem już nic :)
Może trochę serca brakuje do bloga, może trochę życie mnie przerosło.

Oglądam olimpiadę, którą nam tutaj w Stanach stacja NBC niezwykle w oglądaniu utrudnia. Pomijam już to, że wszystko dopiero wieczorem, i to w telegraficznym skrócie. Można oglądać on demand, online, ale wtedy to trzeba by na dwa tygodnie urlop wziąść. Wieczorami dostajemy tzw. highlights. I to dyscyplin w których Amerykanie są faworytami. Klasycznego biegu w którym wygrała Justyna Kowalczyk nie było, nie istnial w tutejszej świadomości. Wiem, wiem, mieszkam tutaj tak długo, że powinnam się przyzwyczaić do tej dumy narodowej...Najgorsze są jednak reklamy - jeden zjazd bobslei- reklama - jeden taniec na lodzie-reklama- ocena tańca - reklama- następny taniec. Włosy idzie sobie z głowy wyrwać. I to wszystko na płatnym kanale, czyli sprowadza się do tego, że płacę za oglądanie reklam!

Ratuję się Netflixem, za jedyne $8.99 na miesiąc. Ostatnio wsiąkłam w The Borgias. Uwielbiam Jeremy Irons od zawsze (tzn. od Misji), filmy kostiumowe zresztą też. Oczy mi się otwierają szeroko patrząc na kociół mój sprzed sześciu wieków, czytam o celibacie w kościele, o historii papieży i ich potomstwa, o kupowaniu wszystkiego bez względu na cenę. I cieszę się, ja niepoprawna romantyczka, że jednak żyję w dwudziestym pierwszym wieku.