piątek, 30 sierpnia 2013

Krewetki na ostro

Rewelacyjnie proste, szybkie i super smaczne danie, jeśli lubicie ostre potrawy ;)
Wymarzone na wieczorne pogaduszki na tarasie,  ze znajomymi przy piwie.



* około 25-30 większych krewetek (mniej więcej 1/2 kg)
* 4 łyżki oliwy z oliwek
* 1-3 łyżeczek sosu Tabasco (nie mam Tabasco, używam 2 łyżeczek sosu Sriracha)
* 2 ząbki czosnku, przez praskę
* sól i pieprz , ale nie za dużo

Krewetki można obrać z pancerzy (wtedy pamiętajmy o zachowaniu ich do gotowania rybnego wywaru), lub nie. U mnie wersja obranych lepiej sprawdza się przy szybkich obiadach rodzinnych natomiast wersja z pancerzykami na dłuższe wieczorne przysiadówki, na dworze, przy świecach , ze znajomymi. Obierając gotowe krewetki z pancerzy trochę pobrudzimy sobie paluchy, także nie zapomnijcie o dużej ilości serwetek.
Oliwę, ostry sos, czosnek , sól i pieprz mieszamy w miseczce, wrzucamy do sosu krewetki, mieszamy dokładnie (najlepiej łapkami), coby sosik dokładnie pokrył nasze owoce morza i wstawiamy, przykryte, do lodówki na 30-60 minut.
Patyczki do szaszłyków moczymy w wodzie, następnie nadziewamy na nie krewetki i grilujemy, aż zmienią kolor na różowy - zajmie to dosłownie kilka minut.
Podajcie z ósemkami cytryny do skropienia, świeżą bagietką i swojskim masłem.
Miód w gębie :)



Przepis podpatrzony na www.lepszysmak.wordpress.com

Moje noce z mężczyznami

Chyba nareszcie ogarnęłam ostatnie zmiany w moim życiu...
Siedzę sobie przy porannej kawie patrząc na rosnący stos ostatnio przeczytanych książek. Czytam w każdej wolnej chwili, chociaż nie koniecznie to , co akurat powinnam ;) ale tak to my chyba wszyscy mamy.
Rozkumałam wreszcie jako tako czytnik. Przyznać muszę, że czyta mi się z niego o wiele lepiej niż przypuszczałam, a wygoda zabrania do samolotu małego czytnika versus kilku grubych książek jest bezcenna. Moim najnowszym nabytkiem na czytnik jest Tygodnik Powszechny. Gazeta, którą lata temu prenumerowałam w Kanadzie za grube pieniądze, potem mieliśmy wieloletnią przerwę, lecz kiedy przeczytałam że Jerzy Pilch wraca do TP, długo zastanawiać się nie trzeba było :)
Teraz mam cotygodniową ucztę za jedyne $3 na miesiąc (to dla mnie koszt trzech kaw).

Tytułowe " Moje noce z mężczyznami" to książka Krystyny Mazurówny. Przeczytałam ją ze względu na pewien projekt (o tym wkrótce)  a wspominam o niej tutaj bo zaskoczyła mnie. Nie wiedziałam kim jest Mazurówna, ale przy natłoku opowieści fikcyjnych jakie ostatnio przerobiłam chciałam , potrzebowałam trochę wytchnienia, ucieczki w realności, dlatego sięgnęłam po opowiadanie biograficzne. Sądząc po tytule, oczekiwałam .....opisów gorących nocy spędzonych w ramionach mniej lub bardziej znanych facetów, tymczasem Mazurówna bardzo chytrze myli nas tytułem swojej książki.
Jest to pozycja lekka i super łatwa, dobra na lekturę w podróży czy weekend na łonie natury. Cofamy się w czasie aż do przaśnych lat PRL-u, wyjeżdżamy z autorką pierwszy raz za granicę, towarzyszymy jej w trudnych, pierwszych latach spędzonych we Francji. A wszystko przez pryzmat opisu nocy, które z różnych, często super prozaicznych, często naprawdę niezamierzonych powodów spędziła z przedstawicielami płci przeciwnej. Mamy tutaj nocny pobyt w szpitalu, mamy spacer po nocnych Łazienkach, mamy całonocne szukanie noclegu z małym dzieckiem na tylnym siedzieniu samochodu. Wszystko to wehikuł do przedstawienia nam historii z jej życia, od tej trochę innej strony.
Uczta czytelnicza to nie była, ale myślę że warte przeczytania, gdyby wpadła Wam w rękę ...



niedziela, 4 sierpnia 2013

Zmiany, zmiany, zmiany...i fantastyczna tarta z botwiny

Tydzień niemalże rewolucyjnych zmian w moim spokoinym życiu.
Mama przeżyła pobyt na erce bez kontaktu z rodziną. Jest już dużo lepiej, ale wróci do domu z pięściarzem w okolicy serca.
Starszy za kilka dni przeprowadza się prawie trzy i pół tysiąca kilometrów od domu. W mojej duszy olbrzymia ambiwalencja, ale bliżej mi do mazgajenia niż  ekstatycznej radości. Jakaś taka wytrącona jestem, niby zajęć w związku z przeprowadzką mnóstwo, a we mnie jakaś niemrawość. Jakby moje spowolnienie mogło zatrzymać czas, trochę go rozciągnąć, oszukać...
Młodsza wróci z Europy, a mnie, stęsknionej, w domu nie będzie. Wyjeżdżam żeby się publicznie mazgaić...
Ech....

Jednym z rytualnych zajęć jakie sobie wymyśliłam przed przeprowadzką Starszego jest gotowanie jego ulubionych potraw. Chociaż ciężko się gotuje przy prawie 40 stopniowych upałach, to buchty drożdżowe rosną fantastycznie...

Farmers Market już jest, zalewa nas swoją obfitością od trzech tygodni.


Olbrzymi w tym roku wysyp botwinki/młodych buraków. Zupa z botwiny wychodzi już nam uszami, pokusiłam się zatem o coś innego i muszę Wam powiedzieć, że wyszło rewelacyjnie !
Wykonałam mianowicie tartę z botwiny z dodatkiem koziego sera.
Pyszna na ciepło i na zimno. A jakie daje pole do popisu z różnorakimi przyprawami !
(Korzystałam z przepisów z blogu White Plate i Kulinarne Bezdroża).

Na ciasto potrzebujemy:
100 gram miękkiego masła
200 gram mąki
2 żółtka
łyżeczka soli
2 łyżki zimnej wody.

Wszystkie składniki szybko zagniatamy, formujemy kulę, zawijamy w plastikową folię i wkładamy do lodówki w celu schłodzenia (minimum pół godziny).

W tak zwanym międzyczasie (swoją drogą cóż to za złodziejskie słowo) przygotowujemy farsz.
Potrzebny nam będzie:
pęczek botwiny wraz z buraczkami
2-3 ząbki czosnku
2 łyżki masła
2 łyżki ostu balsamicznego
2 łyżki koperku
oliwa z oliwek
przyprawy - i tutaj, po dodaniu tradycyjnej soli i pieprzu możemy sobie poszaleć. Chili, gałka muszkatułowa, papryka słodka czy ostra, imbir. Trzeba wypróbować co nam będzie w tej mieszance grało. Ponieważ za chwilę dodamy ser kozi, dodanie drobnych orzechów będzie wskazane. A jeśli nie orzechy, to może odrobinki zesmażonego boczku? Musicie wypróbować !

Czosnek podsmażamy delikatnie na oliwie i maśle, kiedy jest już aromatyczny dodajemy botwinkę (drobno pokrojoną łacznie z buraczkami) i dusimy do miękkości, doprawiając octem balsamicznym i przyprawami.
Koprem posypujemy pod koniec duszenia.

Rozgrzewamy piekarnik do 190 C / 375 F, rozwałkowane ciasto rozprowadzamy w formie to tarty i podpiekamy przez 15 minut.
Na podpieczonym cieście układamy podduszony farsz botwinkowy, zalewamy mieszanką jajeczno serową przygotowaną z:
100 gram koziego sera
2 jajek
50 gram śmietanki
soli i pieprzu
i pieczemy w tej samej temperaturze przez około 30 minut , do uzyskania na powierzchni tarty złotawego koloru.


Smacznego !