wtorek, 30 października 2012

Poranny upływ czasu

Stopy przykryte zielonym pledem.
W prawym dolnym rogu czas nieubłaganie przesuwa się do przodu.
Nie chcę wychodzić spod koca, chcę czytać...czas jednak nie staje...


poniedziałek, 29 października 2012

Zmarła

W poniedziałek, jak zresztą zapowiadała...

http://chustka.blogspot.com/2010/04/poczatek.html

Miłego czytania dla tych co jeszcze nie czytali...

Widzi mi się taki pogrzeb Joaśki (ale musicie wytrwać co najmniej do 4:45 żeby wiedzieć o co chodzi )




niedziela, 28 października 2012

Słowo na niedzielę czyli muzyka na chwałę Boga

Włączcie sobie najpierw, potem czytajcie...



Moj kościól parafialny ma wspaniałą akustykę i super nowoczesne organy/komputer.
Organista zawsze przed i po mszy gra coś z repertuaru klasycznego. Fajnie jest tak gromadzić się w kościele, wychodzić z niego, przy dżwiękach czegoś innego niż pieśni kościelne. Dla mnie, matki która sama nie grając na żadnym instrumencie wychowała dwoje muzykujących dzieci, to frajda.
Najbardziej porywa mnie właśnie to, czego teraz słuchacie - Toccata i Fuga d-moll Bacha.
Według mnie to utwór najbardziej oddający wszechmoc i chwałę Boga. Pompatyczny  i radosny. Natychmiast wpadający w ucho, a jednocześnie trudny. Wspaniały.
Wiecie już, że własnie dzisiaj na koniec go zagrał. Kilkadziesiąt osób zostało aby unosić się wraz z nutami na wyżyny . Po dziewięciu minutach - gromkie brawa. Nasz młody organista gra naprawdę dobrze, a mury i sprzęt pomagają mu ochoczo. I nie trzeba być praktykującą osobą, aby słuchając tej muzyki  uwierzyć w siłę i moc stwórczą...zatem słuchajmy...

sobota, 27 października 2012

Dynia acorn w sosie słodko kwaśnym czyli sezon w pełni

Sezon na dynie w pełni.  Dotychczas gotowałam jedynie ostrą zupę na bazie dyni. Tym razem, namówiona przez Bea skusiłam się i próbuję innych dyniowych smaków.
Na dzisiejszą imprezę hollołinową wykonałam pieczoną dynię w sosie ostro kwaśnym.
Pycha!


Pieczona dynia acorn w sosie słodko- kwaśnym.

dwie średniej wielkości dynie acorn
trochę świeżo zmielonego pieprzu
1/2 + 1/2 łyżeczki soli gruboziarnistej
6 łyżek oliwy z oliwek
2 łyżki soku z limonki
1 łyżka miodu
1 łyżeczka drobno posiekanej ostrej papryczki (u mnie jallapeno)
2 łyżki świeżo posiekanej kolendry
1 ząbek czosnku

Dynie kroimy na 10-12 podłużnych kawałków - zostawiamy skórę ale wydłubujemy miąższ ze środka
(uwaga, ta dynia ma dosyć twardą/grubą skóre - nie skaleczcie się).
Smarujemy kawałki dyni 2 łyżkami oliwy, posupujemy delikatnie 1/2 łyżeczką soli i pieprzem (ile kto lubi).
Pieczemy do miękkości (u mnie 20 minut) w piekarniku nagrzanym do 200C / 390 F.

W międzyczasie wykonujemy sos.
Czosnek drobno kroimy i rościeramy z solą, dodajemy pozostałe 4 łyżki oliwy, sok z limonki, miód, ostrą papryczkę, kolendrę, sól i pieprz do smaku. Ja dodałam troszkę więcej limonki niż jest w przepisie , lubię ostre i kwaśne :) Upieczone kawałki dyni polewamy sosem. Na gorąco pycha! Na zimno - zobaczymy. Zanoszę potrawę na dzisiejsze przyjęcie do znajomych...

P.S. Przyszło mi właśnie do głowy, że w Polsce ta dynia ma zapewne inną nazwę i niektórzy nie będą wiedzieć o co chodzi :) Także załączam obrazek. Acorns to te zielone...


piątek, 26 października 2012

Zima w październiku czyli gorące leczo

Zasypało nas. Dosłownie. Gdyby nie napęd na cztery koła stałabym do teraz w garażu.



Jak widać sprzęt ogrodowy jeszcze nie schowany. Po co chować...w środę ma być znowu 20 C :)
Na obiad rigattoni z rozgrzewającym leczo. Dałam do niego mnóstwo papryki i sporo cukinii - wyszło boskie, słodko pikantne.
Już chyba zbyt późno aby robić leczo z darów natury - swoje robiłam jakiś miesiąc temu i wekowalam - całe 20 słoiczków. Podam przepis, może na przyszły rok się przyda.

Leczo warzywne

Składniki podstawowe: cebula, pomidory, papryka. Wszystkiego mniej więcej po równo.
Cebulę potraktować w piórka i podsmażać na oliwie z oliwek do zeszklenia się. Następnie dodać pomidory - obrane ze skórki i podziabane na drobno. Dusić razem przez jakieś 10-15 minut. Na koniec dodać paprykę - u mnie pokrojona w słupki. Jak się ma czas to wskazanym jest z papryki ściągnąc skórkę ;) Ja nie miałam. Dusić wszystko na wolnym ogniu aż papryka zrobi się miękka. Doprawić pod koniec solą i pieprzem. Ja do papryki dodałam zieloną cukinię i żółty kabaczek. Wyszło bardzo kolorowo.
Aby uczynić danie bardziej sytym, przed podaniem dodałam do leczo troszkę mielonego mięsa.


Makaron prosto z Włoch! Od jakiegoś czasu kupuję świetne makarony w Ross albo TJMaxx - tanie i jak najbardziej oryginalne.

Lecę - już jedenasta a ja jeszcze kawy nie piłam :) Dzisiaj w planie zupa cebulowa - zna ktoś może rewelacyjny przepis? Potem Starszy leci do Portland, K przylatuje z L.A, Młodsza ma orkiestrę w mieście stołecznym a ja - ja oczywiście za kierowcę będę robiła...
Udanego piątku!

czwartek, 25 października 2012

Tattered Cover Bookstore czyli klimatyczna księgarnia w sercu Denver

Patrzę na swoj poprzedni wpis i wyję ze śmiechu - sprawa w "sadzie" - poszliśmy tam jabłka chyba zbierać :) Nic to, niech pozostają braki nadawania z komórki.
Teraz leżę rozpłaszczona przed laptopem a jego możliwości są już nieograniczone. Nieoczekiwanie praca dała mi kilka godzin wolnego, co koniecznie trzeba wykorzystać na przyjemności. Przeglądam zatem zdjęcia z wyjazdu...
Lubicie stare księgarnie? Ja uwielbiam. Wchodzę i znikam, mogłabym przestać istnieć dla świata na godziny całe, Chodzę pomiędzy półami, dotykam, wącham, chłonę całą sobą atmosferę otaczającego mnie wnętrza. Jest mi wtedy tak dobrze, ciepło, spokojnie, kojąco...
W starym Denver odkryłam taką księgarnię. Zresztą zobaczcie sami...










Prawda, że fajne miejsce? Jak się człowiek zmęczy to na szezlongu można legnąć i się nawet przespać :)
Oczywiście dokonaliśmy zakupów :). Kupiłam tototo, i jeszcze coś do czego linku nie mogę znaleźć.

sobota, 20 października 2012

Sprawa w sadzie

Nadaje z nowego telefonu, ktory jeszcze nie ma Polskiej klawiatury. Starszy w czasie niedlugim pokaze mi co i jak...
Jestem w Denver , czyli miescie po drugiej stronie gor , w sprawie pewnej sprawy. Ta sprawa jest w sadzie i dotyczy jedynego nie rozwiazanego w historii USA porwania samolotu . Sprawe rozwiazuja nastoletni prawnicy, w tym i nasza Mlodsza.
Czyli miedzystanowe zawody prawnicze (po tutejszemu Mock Trial)

Pogoda super, mieszkamy w hotelu w samym centrum Denver, budynek sadu rzut kamieniem stad, nasi prezentuja sie wspaniale bo sa nie tylko super atrakcyjni ale i super inteligentni :) ( nie ma to jak skromnosc rodzica). Moja mlodsza przedstawila dzisiaj swoje argumenty tak rewelacyjnie, ze naprawde duma mnie rozsadza.
Zreszta popatrzcie sami jaka super mlodziez tutaj dowiozlam....

piątek, 12 października 2012

Nocne wyroby serowe czyli weekend

Weekend się niby zaczął. Niby, bo po godzinach w pracy zastałam dom zastawiony praniem, co to go rankiem z tarasu wciągnęłam do domu. I dobrze, że wciągnęłam, bo padało.
Nałogowo suszę pranie na dworze, bo wtedy tak ładnie pachnie. Nienawidzę suszarek, bo gniotą mi ubranie. Toleruję je przez pięć minut. Potem rozwieszam, gdzie się da. A pies wącha...
Dzisiaj pranie zabrane chybcikiem ze dworu suszy się w bibliotece...

Wykonałam ser na leniwe. Robię tak od lat.
Do mleka 4% wlać buttermilk, pozostawić na blacie przez 48 godzin. Podgrzewać POWOLI do gorąca (palec wsadzony w garnek parzy) ale nie do zagotowania. Przelać przez sitko opatrzone gazą. I mamy ser na leniwe w kraju gdzie biały ser nie istnieje ;)

Mad Man czyli wyciągajcie deskę do prasowania

O tym filmie, a właściwie serialu, powiedział mi K. Kilka dni przed rozdaniem nagród Emmy usłyszał rewelacyjną recenzję na NPR (tutejsze radio publiczne) . Postanowiliśmy sprawdzić.



Mad Man to rzecz o firmie reklamowej z Madison Ave, stąd to "mad" :)
Rzecz dzieje się w latach 60, kiedy to reklama była takim samym rekinem finansowym jakim obecnie jest Wall Street. Poznajemy od środka życie pracowników firmy i ich rodzin, zapadamy głeboko w lata sześdziesiąte amerykańskiej prosperity . Film już historyczny , także kostiumowy. I kostiumy rzeczywiście odjazdowe :) Dzień powszedni lat sześdziesiątych zupełnie niepodobny do naszej codzienności. Wszyscy w biurach piją, i to już od śniadania. Po przyjściu do domu kontynuuje się picie. Żony pozostawione w domach  w celu chodowli dzieci też wychylają butelkę za butelką. Nawet, gdy ciężarne. Wszyscy palą jak parowozy, lub gorzej. Zdradzają się na potęgę, niekoniecznie z płcią przeciwną. Stres, radość, codzienność, rozpusta, cierpienie, tajemnica - wszystko tam jest.

A dlaczego deska do prasowania? Bo akcja toczy się BARDZO powoli. Także spokojnie w czasie jednego 47 minutowego odcinka można przewalić sporo nagromadzonej odzieży . Nic się nie straci, jeśeli cały czas nie będziemy wlepiali się w ekran.

Serial leci bodajże na AMC, już szósty sezon. Ja oglądam na Netflix, kiedy mam ochotę czyli kiedy sterta prasowania łypie na mnie pogniecionym okiem.

środa, 10 października 2012

Wieczór pieczenia - ale nie ciasta ;)

Dzisiaj wieczór pieczenia/grillowania warzyw.
Mam dwa rodzaje do poddaniu obróbce cieplnej: papryczki Hatch z Nowego Meksyku i dynie.


To są właśnie papryczki najbardziej popularne w Nowym Meksyku, a sierpien i wrzesień to czas ich "przerabiania". Trzeba je podpiec/zgrilować w celu usunięcia skórki. Ja robię to na kuchence, w piekarniku miałam nad nimi zbyt małą kontrolę i szybko sie paliły. Ten sposób sprawdza się znakomicie.


Lubię się w nie wpatrywać, bo okazyjnie robią takie wspaniałe "puff", niczym parowóz, i para z nich ulatuje wąskim strumykiem...
Kiedy skórka "spali " się, wrzucamy papryczki do foliowej torebki w celu "zaparowania". Wtedy skórka praktycznie sama schodzi :)


Przerabiam też dzisiaj takie dynie - tutaj nazywają się butternut squash


Po godzinie w piekarniu (375F) przepuszczę przez mikser i zapakuję do słoików :)


Będzie zimą dużo zupy dyniowej :)

wtorek, 9 października 2012

Pieczone pomidory w zalewie z oliwy

Kończy się czas wiejskich bazarków ale pomidorów ciągle dużo.
Zawekowałam kilkanaście sloików z przecierem i sosem pomidorowym, dzisiaj przyszedł czas na pieczenie.
Przepis pochodzi ze strony Aniadao, do której link znajdziecie po prawej stronie.
Pomidory pieczone w wysokiej temperaturze oddają nam z siebie to, co mają najlepsze - letnio-jesienną słodycz.

Pomidory te wykonałam po raz pierwszy jakieś dwa tygodnie temu, dzisiaj zabieram się do ponownego pieczenia. Wychodzą wspaniałe, rewelacyjne na kanapki z wędliną, jako dodatek do sałatek, jako dodatek do chleba (focaccia).  Produktem ubocznym ich pieczenia jest fantastyczny w smaku olej czosnkowo-pomidorowy, przy wylizywaniu którego z dna naczynia schrupalśmy wraz z K całą świężutką bagietkę. Także piekąc pomidory dzisiaj zamierzam zwiększyć nieznacznie ilość oleju i mieć go troszkę więcej, do zlania w buteleczkę. Takie oleje smakowe są tutaj dosyć drogie, a my za jednym zamachem możemy mieć dwie przyjemności na raz :)


1 kg mięsistych i suchych pomidorów - u mnie takie nazywają sie "roma"
6 dużych ząbków czosnku
1 szklanka oliwy z oliwek
1/2 szklanki wody
1 łyżeczka tabasco
sól i pieprz - do smaku.






Pomidory myjemy, osuszamy, kroimy podłużnie na dwie połówki i delikatnie każdą połówkę wyciskamy, pozbywając się w ten sposób soku i ziaren pestkowych  - wyciskamy nad sitkiem i do miseczki, sok będzie nam potrzebny!
Naczynie żaroodporne nacieramy lekko oliwą z oliwek, układamy w nim pomidory skórką do dołu.
Główki czosnku miażdżymy w prasce i rozkładamy równomiernie na przekrojonych pomidorach. Posypujemy z lekka solą i pieprzem.

Powstały sos pomidorowy mieszamy z wodą, oliwą i tabasco, dobrze mieszamy, 1/3 powstałej mikstury polewamy pomidory, całość wstawiamy do piekarnika nagrzanego do temp. 220 C/ 430F na 90 minut. W czasie pieczenia podlewamy pomidory resztką mieszanki soku i oleju. (ja robiłam to w 30 minutowych odstępach).

Pomidory przekładamy do wyparzonego uprzednio słoja, zalewamy oliwą z pieczenia. Przechowujemy w lodówce, jeszcze nie wiem jak dłuo można, ale miesiąc na pewno - ponoć najlepsze są właśnie po miesiącu.

Uwaga - oliwa w lodówce "zetnie" się, także ja przed użyciem wyjmuję słoik na kilka godzin, zostawiam na blacie, po czym po użyciu pomidorów chowam znowu do lodówki. Pomidory w temperaturze pokojowej sa najsmaczniejsze :) Jeśli ktoś ma inny patent na przechowywanie - podzielcie się proszę :)



Żegnam się dzisiaj z Wami pozostawiając kwiat cukinii, która właśnie ponownie rozpoczęła okres kwitnienia...

poniedziałek, 8 października 2012

Ostatni Farmer's Market

Niestety, wszystko co dobre musi się też kiedyś skończyć.
W sobotę zaliczyłam ostatni w tym sezonie lokalny bazar.
Na pociechę mam foty, chyba sobie wydrukuję i postawię na biurku :)













niedziela, 7 października 2012

Kanapki z gorgonzolą i pomidorem

Siedzę sobie przy blacie kuchennym majtając bosymi stopami, pipijam leniwie kawę i zajadam przepyszne kanapeczki, które sobie właśnie na poczekaniu wymyśliłam.
Przepis super prosty :)
Cieniutko pokrojona bagietka (trzeba uprzednio jakiegoś domownika do lokalnej piekarni wysłać, coby naprawdę świeża była), na to cieniusieńki plasterek gorgonzoli (trzeba mieć w lodówce), na to plasterek pomidora prosto z ogródka (ewentualnie z wczorajszego bazarku). Całość można delikatnie pokropić olejem pomidorowo - czosnkowym (o tym będzie niedługo) i voila...śniadanko jakiego nie powstydzi się nawet najlepsza francuska knajpa.


(kiedy robiłam zdjęcie bagietka już została pochłonięta, zostały jedynie okruchy sera i strzępy pomidora :)

czwartek, 4 października 2012

Czas kominków

Wiedziałam, że coś jest nie tak już raniutko, kiedy stopa niechcący uciekała mi spod pościeli. Ale jakoś tak ciężko uwierzyć, bo czerwonawo złocistą poświatę za oknami rozświetlało radosne słońce. Dopiero gdy bose stopy dotknęły zimnych kafli a twarz poszukującą porannej kawy omiotło jesienne powietrze, zadrżałam. Co tu kurna tak zimno? Termometr dyndający nad starym stołem pokazywał okrutne 16 stopni.  A jeszcze wczoraj było 23.
Pierwsza naprawdę zimna noc za nami. Zerknęłam z pewną obawą w kierunku szytów, ale nie, nie ma na nich jeszcze śniegu.  Latam od pokoju do pokoju i owinięta kocem palę w kominkach. Podnoszę rolety, otwieram żaluzje , aby w ten sposob zaprosić ciepłe słońce do rozgoszczenia sie w moich pokojach. Przetrząsam szufladę w poszukiwaniu grubych skarpet, tych co to je na Krupówkach kupiłam.   Posykujący ekspress do kawy zawiadamia mnie w ten sposób, że gorąca pomoc w drodze. Owinięta już dwoma kocami zasiadam przed kominkiem w salonie, komputer w garści, muszę przecież komuś powiedzieć jak bardzo dzisiaj rano zmarzłam. Rozcieram sopelkowaty nos delektując się najzwyklejszą poranną kawą...