środa, 18 kwietnia 2012

Hiszpański Omlet czyli 48 Hour Shootout

Starszy padł.
Padł plackiem na wyrko, zostawiając w domu czwórkę kolegów.
Uprzednio nakarmiłam wszystkich plackami ziemniaczanymi i pizzą (z Costco).
48 Hour Shootout to konkurs filmowy dla uczniów liceów (high school) . O ósmej rano we wtorek dostali temat - End of the World - mają 48 godzin na napisanie scenariusza, nakręcenie, i edycję filmu. Starszy jako jedyny z sześcioosobowej grupy poszedł do szkoły po nieprzespanej nocy, Starszy jest jednocześnie "mózgiem" całej imprezy. Niestety, po 40 godzinach pracy nie wiedział jak się nazywa ( a powinien być wprawiony, przecież strefy czasowe zmieniamy często). Także teraz śpi, z pilnym poleceniem obudzenia go po 3 godzinach. Obudzony będzie jak zombi, może prysznic go troszkę rozbudzi? Miejmy nadzieję. Tymczasem parzę sagany kawy dla pozostającaych przy życiu nastolatków. No i robię Spanish Tortilla, czyli Hiszpański Omlet na zapowiadający się, wieloosobowy poranny posiłek.
Hiszpański omlet to super łatwe do przyrządzenia śniadanie. I nie tylko śniadanie! Ostatnio podałam wieczorem, w czasie wieczoru piłki nożnej, i poszedł jak świeże bułeczki! Można przyrządzić wieczorem!
Robi się toto tak:
Najlepiej w patelni żeliwnej. Mniej stresu będzie :-)
1/2 kg. ziemniaków (dwa duże) pokrojone w drobną kostkę).
Smażyć przez 8-10 minut w dwóch łyżkach oliwy z oliwek.
1 cebula i 1 ząbek czosnku - pokrojone w drobną kostkę/zmiażdżone, dodać do ziemniaków i smażyć aż cebula zeszkli się, około 6 minut.
W misce rozbić 8 dużych jaj , roztrzepać dodając 1/2 łyżeczki soli.
Jajka wlać do mieszanki ziemniakowo-cebulowej. Po 1 minucie, kiedy spód "zetnie się" wstawić całość do piekarnika nagrzanego do 350F (180C). Po około 7-10 minutach omlet powinien być całkowicie "ścięty".
Jeśli nie macie patelni żeliwnej trzeba pobawić się w odwracanie omleta "na plecy". W tym celu można wykorzystać drugą, naoliwioną patelnię.
Lecę przyrządzać następne sagany kawy...

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Sanki czyli walimy na śledzia

Kupiłam dzisiaj sanki.
Sanki, o jakich marzyłam przez ostatnie kilka lat.
Sanki,  podobne do tych  z jakich zjeżdżałam na śledzia z obserwatora dobre 34 lata temu.
Sanki niemieckie, z 1940 roku ponoć.
Będą dekorowały Kubałówkę zimą.

A tymczasem lato nadciąga!
Robi się coraz cieplej.
A ja dalej niż Las Vegas  nie mam pomysłu na lato....

piątek, 13 kwietnia 2012

Kret czyli nie osądzaj (nie tylko o Katarzynie Michalak)

Przy okazji świątecznej wizyty kanadyjczyków udało mi się obejrzeć kilka nowych (i mniej nowych) polskich filmów.  Takim, który na pewno zostanie w pamięci jest Kret. Film trochę wolny i kończy sie dziwacznie, ale problem jaki porusza jest i będzie szeroko obecny w polskiej świadomości i polskim życiu dopóki istnieje pokolenie dorosłych z czasów PRL-u. Rzecz o tym, czy ojciec głównego bohatera był czy nie był wtyką SB. I doprawdy nie wszystko jest tak proste jak się na początku wydaje. I więcej nie napiszę, bo nie chcę zdradzać fabuły. Film zdecydowanie wart zobaczenia.

************************************************
Czytam do poduchy najnowsze powieści Katarzyny Michalak i doprawdy nie wiem co o tym myśleć.
Moja przygoda z Michalak zaczęła się jakieś cztery lata temu, kiedy to przeczytałam Poczekajkę. Czytało się fajnie, pewna metafizyczność tego opowiadania była odskocznią od codzienności z książek Grocholi. Sporo czasu upłynęło i tak się złożyło, że na dalsze części serii nie trafiłam ,ale zachęcona pochwałami na obwolutach (niestety, głupia jestem) zakupiłam sobie Poziomkę i Bogusię. No i...nie wiem co pisać! Bo z jednej strony nieprawdopodobne, romantyczne gnioty (a czego sie spodziewałaś?), a zdrugiej czemu czytam dalej? Że będzie romantycznie wiedziałam, ale że aż tak nieprawdopodobnie? Czasami mam wrażenie, że czytam książkę dla przedszkolaków napisaną językiem dorosłych, tyle tam nieprawdopodobnej słodyczy i lepkości. Z drugiej strony są momenty, które mnie wciągają, np. chcę poznać historię Anny Potockiej, dowiedzieć się czemu zwiała. A obiecywałam sobie, że za chiny nie kupię dalszych części Sklepiku....
Jeśli jeszcze nie wpadłyście, nie zaczynajcie. Kiążki wartości literackiej zbyt wielkiej nie mają a romantyzm można sobie zafundować w inny sposób. Nie musi to wszystko ociekać aż takim lukrem. U Michalak nawet białaczka podana jest przez okienko cukierni                    



          

czwartek, 12 kwietnia 2012

Nareszcie

Nareszcie pada!
Pada od wczoraj. Zieleń wybucha z godziny na godzinę pojona życiodajną siłą wody. Uwielbiam wiosnę w górach. Za chwilę przywdziewam kalosze, chwytam w dłoń parasol, smycz dopinam do psa i idziemy na długi spacer!

Nareszcie mam wolne!
Całe sześc dni wolnego. Planów mnóstwo, ale najpierw odpoczywam!

Nareszcie koniec głosowania na twarzoksiążce!
Starszy zadowolony z drugiego miejsca, ja dumna z tego, że nie zakładaliśmy kont dla całej rodziny i zmarłych przodków :D  Wygraną podzieli się z aktorem jak i również z chorą, młodą mamą. Po szczegóły o tej mamie zajrzyjcie tutaj.

Nareszcie wróciłam! Tęskniłam za blogowaniem. Mam wam TYLE do opowiedzenia!


Ale najpierw...spacer w deszczu... (obrazek Marka Langowskiego)