czwartek, 22 marca 2012

Jesień wiosną

Brakuje mi deszczu. Naprawdę. I nie kraczcie proszę, że jakieś potopy przywieję.
Wiele lat temu miałam ataki paniki. K wywoził mnie wtedy na wybrzeże, bo tam oddychać było najłatwiej.
Te wybrzeża są co najmniej 12-16 godzin od nas, także starał się kochany jak mógł, chociaż zupełnie nie wiedział o co mi chodzi.
Teraz już te cholerne ataki mam pod kontrolą, ale wiosenną wilgoć lubię. Może nawet kocham...
W Polsce wilgotna była jesień. Uwielbiałam zakładać kolorowe kalosze (każda noga innego koloru) i włóczyć się po mieście w strugach deszczu. Tutaj gdzie teraz mieszkam pora wilgotna jest wiosną, Także wiosną wyciągam parasole, kalosze, płaszcze przeciwdeszczowe różnorakiego koloru i cieszę się deszczem.
Tylko, że jakoś nie pada. Temperatury tak wysokie, że nawet krokusy oszalały - nie wiedzą czy czas zakwitać  czy czas zimować.
Także proszę siły wyższe o deszcz....

niedziela, 18 marca 2012

Potrzeba deszczu

Deszczu potrzebuję. Ciepło od kilku dni ale ciągle sucho. Krzaki powoli wypuszczają zielone pączki, ale żeby nastąpił taki prawdziwy wybuch koloru potrzeba deszczu. Niby coś tam popadało ostatniej nocy, na trawniku leżą białe placki świeżego śniegu, ale to za mało. Nawilżacze wyłączyłam, bo niby już tak mocno nie grzeję i okna w ciągu dnia pootwierane.  A jednak brak mi wilgoci. Postałabym sobie tak teraz nad brzegiem morza czy oceanu, powdychała zapach morskiej zieleni, pocieszyla się spadającymi na mnie drobinkami wody.
Deszczu mi trzeba....

czwartek, 15 marca 2012

Dzień Kangura czyli głosowanie w toku

Ciepło się zrobiło, tak naprawdę ciepło. Rano, jeszcze przed wschodem słońca, bylo + 10 C, teraz termometr schowany w cieniu pokazuje  +15 C, czyli na słonecznym tarasie, gdzie właśnie wyleguje sie pies musi być lekko dwadzieścia...ciepło się zrobiło! Chyba wysieję sałatę - co myślicie?
Mam przed sobą perspektywę wolnych pięciu dni - ten pierwszy już w toku - tak się cieszę bo ostatnimi dniami kierat był straszliwy a przy tym odporność na stres maleje zupełnie proporcjonalnie. Ale teraz już się byczę :D

Dzisiaj urodziny Starszego. Będą krwiste steki...

Pamiętacie o głosowaniu?
www.voteforwest.com - głosować można co 24 godziny, robiąc to po raz kolejny zajmuje dosłownie kilka sekund. Wielkie dzieki!

Dzisiaj też dzień na Kangura. Przeprowadzam te zawody w moim stanie już od wielu lat. Dzieciaki w Polsce chyba też dzisiaj pisały?

środa, 14 marca 2012

Gramy o $2000 dolców

Kochani czytający po angielsku:

Serdecznie zapraszam (proszę) do wzięcia udziału w głosowaniu.
Starszy dostał się do stanowego finału na video o oszczędzaniu. Wygrana to $1000 dla niego i drugie $1000 dla szkoły. Aby głosować trzeba mieć konto na twarzoksiążce. Wejdźcie proszę na tą stronę; www.voteforwest.com i podążajcie dalej zgodnie z instrukcją. Trzeba będzie "polubić" Zions Bank ;-)
Video starszego zatytułowane jest It's Never Too Late. Dajcie mu proszę pięć gwiazdek i zagłosujcie.
Głosować można co 24 godziny - po pierwszym "zagłosowaniu" proces jest już absolutnie bezbolesny i zajmie Wam jedynie kilka sekund.
Dziekuję serdecznie! I dajcie znać proszę jeśli zagłosowaliście...

wtorek, 13 marca 2012

Pranie na dworze czyli gramy o tysiąc dolarów

Witam serdecznie wszytkich nowych czytaczy. Jest mi niezmiernie miło, że zaglądacie...
Ciepło dzisiaj było, chociaż bez słońca. Na tyle ciepło, że wieczorem całe pranie na dwór wywiesiłam, jakby przywołując lato.  Mam nadzieję, że w nocy śnieg nie spadnie! Prognozę sprawdzam zazwyczaj tylko wtedy, kiedy Starszy ma prowadzić. A jutro nie prowadzi...
A propos Starszego...pomożecie mu wygrać $1000 dla szkoły i $1000 dla niego?
Wejdźcie na tą stronę i zagłosujcie na video zatytułowane It's Never Too Late. Trzeba mieć konto na twarzoksiążce aby się w to bawić, niemniej za każde pięć gwiazdek bedę wdzięczna - $1000 piechotą nie chodzi i na drzewie nie rośnie . Można głosować co 24 godziny. Kłaniam się w pas tym co za linkiem popędzą...

Biblioteka się wykańcza, tzn. kochany K tam się codziennie po kilka godzin wypaca (czy istnieje takie słowo?). Z dnia na dzień perspektywa wnoszenia półek z książkami jest coraz bliższa.
Dzisiaj bejcował duży stopień. Może ja to wszystko powinnam fotografować i na bieżąco kronikować, ale wiecie, ja nawet czasu ostatnio nie mam na ugotowanie porządnego obiadu, a co dopiero fotografia...
Biorąc pod uwagę, że jedyny dobry w tym domu aparat ma Młodsza, i strzeże go jak oczka w głowie - darujcie.  Jak już wszystko skończymy wykradnę Młodszej w nocy aparat i wykonam cichociemne ujęcia...

Tymczasem...czy podoba Wam się to opowiadanie?

The Night Bookmobile 6

Night Bookmobile 12.07.2008

(right click na myszce otwiera obrazek w nowym, dużym oknie)

poniedziałek, 12 marca 2012

Jak urządzić bibliotekę czyli remont dobiega końca

Biblioteka już coraz bliżej końca. Dzisiaj nad kominkiem zawisło długo poszukiwane lustro, K wygładza duży stopień, listwy okienne gotowe do przybicia, listwy podłogowe zamówione. Ciągle szukam pomysłów na uporządkowanie księgozbioru...odzywajcie się proszę z pomysłami...wedle autora czy wedle tytułu? Oddzielać te w grubych okładkach od tych w miękkich?

Zapraszam na kolejny odcinek super opowiadania:

The Night Bookmobile 6

Night Bookmobile 05.07.2008

niedziela, 11 marca 2012

Cóż za straszliwa noc...

Była jedenasta wieczorem, doczytywałam już rozdział i właśnie zamierzałam iść na górę, kiedy usłyszałam jakiś tępy ale głośny odgłos. W domu obok od miesiąca trwa remont, pewnie jakaś ciężkawa maszyna poleciała na podłogę. Po jakichś dwóch-trzech minutach coś mnie tknęło i wyszłam przed dom, nadsłuchując.
"...o my God....o my God...o my God" usłyszałam dochodzące gdzieś z tego właśnie remontowanego domu.
Medyk we mnie zareagował natychmiast i tak jak stałam, w pidżamie i boso,  pobiegłam w kierunku tego domu, będąc już teraz święcie przekonana, że ta ciężka maszyna, której upadek słyszałam, przywaliła komuś nogę, conajmniej. Mój dom oddalony jest od ulicy małym laskiem, kiedy pokonałam zakręt i zaczęłam zbiegać w dół, zobaczyłam zaparkowane z boku ulicy dwa samochody i grupkę ludzi wokół nich. Biegnę w ich kierunku, włos rozwiany i te bose kopyta i wtedy dopiero zobaczyłam trzeci samochód, okręcony wokół latarni. A przy nim miotający się młody chłopak. Gadający przez komórkę.
"Czy jest ktoś w tym samochodzie!?" - wystękałam ledwie łapiąc dech, głównie z powodu nerwów, bo przecież z górki mi było.  Chłopak nie odpowiada. Oszalałym wzrokiem zaglądam przez szyby dymiącego samochodu, młody ciagle na tej przeklętej komórce.
"Zostaw ten cholerny telefon i powiedz mi, czy tam ktoś jest!!!" wrzeszczę już na bezdechu. Oderwał się, spojrzał na mnie niewidzącym zwrokiem i powiedział, że nie. Sekundę potem podeszła do mnie dziewczyna i powiedziała, że ona tam była i ten od komórki, ale obydwoje już wyszli i w samochodzie nie ma nikogo więcej. Dziewczyna nie krwawiła, mówiła i ruszała się normalnie, młodociany od komórki wyglądał też na niepołamanego. Samochód za to do kasacji, owinięty wokół słupa . Stojący obok sąsiad (ten przynajmnie był ubrany) dzwonił na pogotowie. Grupka młodzieży z dwoch niedotkniętch kolizją samochodów stała opodal w zwartym kręgu. Sprawca nieszczęścia miotal się wokól dymiącego samochodu sam.
Pobiegłam z powrotem do domu, nakazałam Starszemu iść i zobaczyć co się stało (nie ma to jak silne przeżycie), buty wreszcie założyłam i pobiegłam w dół raz jeszcze, czekając na pogotowie. Przyjechali po kilku minutach -  trzy radiowozy i jedna karetka. Wygląda na to, że młodociani mieli zapięte pasy i tylko dzięki temu wyszli z całej opresji w całości. Czego nie można powiedzić o mnie - czekała mnie bezsenna noc...


The Night Bookmobile 5

Night Bookmobile 28.06.2008

sobota, 10 marca 2012

Kolejny wieczór z polskim serialem czyli uczę się piec pizzę

Wykonałam trzy pizze, które uprzyjemniły nam kolejny wieczór na Gestapo (wiem, brzmi to strasznie).
Ale uczę się robić ten włoski przysmak i próbuję kiedy się da. Sos czosnkowy według innego przepisu  , nowy biały sos pod kurczaka, boczek, karczochy i szpinak. Była nawet pizza ze szparagami!

A w temacie desek, tych nowych do biblioteki - szukam pomysłu na ustawienie w niej książek po remoncie. Ma ktoś jakieś rady? Dużo książek, w dwóch językach, tyle tego mam, że  zapominam co mam, czyli czas najwyższy na jakieś skatalogowanie. Zupełnie nie wiem jak się do tego zabrać...

A moja jadalnia wygląda ostatnio zupelnie jak ta księgarnia w Hugo, tyle że bez piętra i z dużym, drewanianym stołem pośrodku.




The Night Bookmobile 4

Night Bookmobile 21.06.2008

piątek, 9 marca 2012

Radio Zet nad ranem czyli w krainie lekomanów

Radia Zet słucham okazyjnie. Dzisiaj słuchałam całe rano czyli cały wieczór.
Sluchając ugotowałam zupę grzybową, przyrządziłam ciasto na jutrzejszą pizzę , wykonałam sos czosnkowy , fajitas dla Starszego, który o dziewiątej wieczorem zapytał się co będzie na obiad (kochanie, obiad jadłeś o czwartej!), zrobiłam pastę z tuńczyka bo jutro piątek, przyrządziłam kanapki na jutrzejsze drugie śniadanie, zioloną herbatę dla tego, którego cera wyraźnie poprawia się po jej spożyciu, A, jeszcze były quesadilla dla Młodszej, która nie jada mięsa. W międzyczasie, oprócz muzyki , wysłuchałam całego mnóstwa reklam leków. Czy Polska to kraj lekomanów?

The Night Bookmobile 3

Night Bookmobile 14.06.2008

czwartek, 8 marca 2012

Temat obiecany czyli domowy wyrób sera

Już jakiś czas temu obiecałam dziewczynie prowadzącej fantastyczny blog Lepszy Smak, że opowiem o tym jak robię biały ser.
W moim rodzinnym domu ser "nastawiony" był zawsze. Mama kwasiła mleko w brązowym, kamionkowym garze, który latem służył jej do kwaszenia ogórków (małosolnych, bo inne nie miały szansy zaistnienia). Garnek miał lekko utrącony brzeg.
Nie jestem stara ale dobrze pamiętam czasy, kiedy po mleko chodziło się z bańką. Była bańka na mleko i bańka na śmietanę. Ta druga była mniejsza. Pan sklepowy odmierzał mi mleko do tych baniek taką specjalną, wydłużoną chochlą. Może wchodziło w nią pół litra? Nie wiem, ponieważ cała moja uwaga poświecona była w tych czasach  przekraczaniu ulicy. Ruchliwej. Dom cioci był tuż koło sklepu i przyglądał się temu mojemu przechodzeniu przez jezdnię. Strasznie to przeżywałam.
Ale wracajmy do mleka. Do sklepu przywożono je w takich dużych konwiach.  Mama wysyłała mnie zazwyczaj po  "bańkę mleka i pół bańki śmietany". To mleko było zawsze do "nastawienia na zsiadłe". W tym garnku co powyżej. Po kilu dniach "leżakowania" mama stawiała garnek z mlekiem na kuchnię (początkowo węglową a potem gazową) i powoli podgrzewała. Lubiłam obserwować ten proces - z białej mazi powolutku powstawały takie duże, tłuste kształty. Niczym Barbapapy...
A potem to już był twarożek ze szypiorkiem... Z upływem lat pojawiło się mleko w butelkach, bańki poszły w zapomnienie - u mnie w domu używało się ich jeszcze w celu przywiezienia lodów z cukierni. - ale mleko ciągle nie było pasteryzowane i mama nadal prowadziła produkcję sera. Aż wymyślili mleko UHT - o zgrozo, nie mogę zrozumieć czemu ludzie to kupują...

No i chyba jestem skazana na robienie tego sera. Jakaś cholera wada genetyczna.
Mieszkam teraz w świecie, gdzie ser biały twarogowy nie występuje i w czasach, kiedy mleko niepasteryzowane trzeba zdobywać niemalże po znajomości.
Mleko kupione w sklepie niestety od lat poddawane jest procesowi pasteryzacji.
Takie mleko nie kwasi się a gorzknieje. Kiedy nie miałam jeszcze dostępu do mleka nie pasteryzowanego znalazłam sposób - na 1 galon czyli około 4 litry mleka dodawałam jeden litr maślanki, mieszałam wszystko dokładnie i odstawiałam . Po około 3 dniach mleko było zsiadłe.
Teraz już wiem gdzie kupować mleko prosto od krowy. W Stanach takie mleko nazywa się raw milk.
Tutaj strona, która może być pomocna w znalezieniu tego jakże niezbędnego przy wyrobie sera produktu.
W moich okolicach (okolica to promień stu kilometrów) jest tych farm kilka. Najbliższa jakieś 15 kilometrów od domu, taka co to krowy latem na polu a zimą siankiem karmione jakieś 100 (a jakie mleko od takiej krowy jest wyborne, jaka różnica w smaku!).
Zazwyczaj nastawiam na zsiadłe wspomniany wyżej galon, czyli 4 litry. Koniecznie w szklanym lub kamionkowym naczyniu. Przykryć luźno ściereczką i czekać - zazwyczaj po trzech dniach mamy mleko zsiadłe, które jeśli akurat mamy lato można wykorzystać natychmiast to świerzych ziemniaczków z koperkiem (mniam). Jeśli chcemy z tego mleka zrobić ser przelewamy wszystko do gara i BARDZO POWOLI podgrzewamy. Podkreślam to bardzo powoli. Zawsze na najmniejszym ogniu, ten proces potrafi zająć nawet godzinę. Nigdy nie bawiłam się w mierzenie temperatury, robię na tzw. oko. Podgrzewam i obserwuję. Kiedy mleko zaczyna zbijać się w takie duże, miękkie grudy a obok wytrąca sie maślanka - gotowe! Taki roztwór nie może się nigdy zagotować a palec wsadzony do gara nie powinien się spażyć.
Sitko o drobnych oczkach wykładamy dokładnie gazą lub specjalną ściereczką do wyrobu sera (cheese cloth) i powoli przelewamy przez nie zawartość naszego garnka. Powoli, tej mazi zajmuje trochę czasu aby przez sitko się przedostać. Czasami mieszam to co w sitku łyżką, aby się szybciej odsączało. Kiedy już cała zawartość garnka jest przelana odstawiamy sitko na bok, cały czas nad garnkiem, aby dokładnie odsączyć resztki cieczy. Zajmuje to nawet do kilku godzin. Czasami odsączam w temperaturze pokojowej (zimą), czasami chowam sitko do lodówki (latem). Czasami obciążam zawartośc sitka (talerzyk a na nim kamyk lub szklanka wody), czasami nie. Kiedy cała ciecz ucieknie a w sitku zostanie tylko ser (tak, mamy już ser!), sprawnym ruchem przekręcamy sitko do góry dnem i ser spada na talerzyk. Czasami gaza przyklejona jest do sera, także delikatnie ja usuwam. I już!
Z tym trzeba się troszkę pobawić, aby nabrać wprawy, aby wiedzieć kiedy ser jest już dobry a kiedy jest w nim jeszcze zbyt dużo wody.
Średnio z tych czterech litrów mleka wychodzi mi 750 gram sera. Ser ma różną konsystencję, czasami jest bardziej kruchy, czasami można ukroić ładne plastry. Ja zazwyczaj przepuszczam go przez maszynkę i robię leniwe, które moje dzieci uwielbiają.
To naprawdę nic trudnego, trzeba tylko troszkę poćwiczyć...

The Night Bookmobile 2

Night Bookmobile 07.06.2008

poniedziałek, 5 marca 2012

Nie traćcie czasu na Cukiernię pod Amorem

Skończyłam trzeci (ostatni) tom Cukierni pod Amorem.
O pierwszych dwóch pisałam tutaj.
Zawiodłam się. Rzuciłabym pewnie tę książkę w kąt gdyby nie  głupia przywara, że co zaczynasz to kończ.
Wspominałam o tym, że w pisarstwie Gutowskiej-Adamczyk drażni mnie zasypanie szczegółami i trzecioplanowymi postaciami, które nic tak naprawdę do akcji nie wnoszą. Ciagle towarzyszące mi wrażenie, że to chyba nie powieść a rozbudowany szkic do scenariusza. Przez pierwsze dwa tomy starałam się zapamiętywać kto z kim, gdzie i dlaczego, chociaż to dlaczego to już słabo było wyjaśnione. Myślałam, że wszystkie postacie będą tam jakoś ważne, że to się wszystko da pozbierać do kupy w przyszłości, w ostatnim tomie. No i starałam się zapamiętać szczegóły o osobach spacerujących w tle, kiedy główne postacie rozprawiały akurat coś na pierwszym planie. Okazuje się, że całkiem niepotrzebnie. Strata czasu drodzy państwo. Myślałam, że skoro w pierwszym tomie jest trup/mumia jakiejś dziewczyny/kobiety i jest tajemniczy klejnot rodowy to w ostatniej części dowiem się kto, jak i dlaczego. Niestety, autorce albo zabrakło pomysłu albo sama pogubiła się w wymyślonych przez siebie szczegółach.
Ja głupio jakoś wierzę, że zawsze będzie jak u Czechowa, że jeśli ktoś w pierwszym akcie wbija w ścianę gwóżdź to w ostanim coś/ktoś na tym gwoździu zawiśnie. 
To była moja ostatnia książka tej autorki. Młodzieżowe są ponoć lepsze, ale życie jest za krótkie abym to sprawdzała...

Nagrobek Szymborskiej czyli zaproszenie do opowieści w odcinkach.

Tu leży staroświecka jak przecinek
autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek
raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup
nie należał do żadnej z literackich grup.
Ale też nic lepszego nie ma na mogile
oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy.
Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy
i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę

Wisława Szymborska (1923-2012)

Niesamowitym dla mnie jest fakt, że wiersz ten powstał w 1962 roku - 50 lat temu!

*******************************************************
Kończąc miesięczny przegląd twórczości Szymborskiej zapraszam na kolejną przygodę.
Tym razem będzie to rysunkowa opowieść w odcinkach autorstwa Audrej Niffenegger (skąd ją znacie?).
Usłyszałam kilka dni temu jadąc samochodem i siedziałam w garażu aż skończyli czytać. Fascynująca.
Nie wiedziałam wtedy, że to opowiadanie w rysunkach.
Zapraszam.
The Night Bookmobile 1
Night Bookmobile 31.05.2008