poniedziałek, 27 lutego 2012

Odzież o przedłużonej nagle przydatności czyli oskarowa gala z kryształem

Zdejmujesz, zdejmujemy, zdejmujecie
płaszcze, żakiety, marynarki, bluzki
z wełny, bawełny, elanobawełny,
spódnice, spodnie, skarpetki, bieliznę,
kładąc, wieszając, przerzuczając przez
oparcie krzeseł, skrzydła parawanów;
na razie, mówi lekarz, to nic poważnego,
proszę się ubrać, odpocząć, wyjechać,
zażywać w razie gdyby, przed snem, po jedzeniu,
pokazać się za kwartał, za rok, za półtora;
widzisz, a ty myślałeś, a myśmy się bali,
a wyście przypuszczali, a on podejrzewał;
czas już wiązać, zapinać drżącymi jeszcze rękami
sznurowadła, zatrzaski, suwaki, klamerki,
paski, guziki, krawaty, kołnierze
i wyciągać z rękawów, z torebek, z kieszeni
wymięty, w kropki, w paski, w kwiatki, w kratkę szalik
o przedłużonej nagle przydatności

Wisława Szymborska (1923-2012)

************************************************

Billy Crystal potrafi poprowadzić imprezę, nieprawdaż?
Od kiedy oglądam oskarową galę on właśnie jest moim ulubionym mistrzem ceremoni.
W masce Hanibala czy całując sie z Clooney - jemu we wszystkim do twarzy...
Muszę zauważyć jednak, że wczorajszy tłumek zgromadzony w zbankrutowanym teatrze taki trochę martwawy był.  Cichy, nie łapał w lot iluzji, nie rżał super radośnie na skinienia brwi Billego, nie zakontaktował żartu o bufecie...zupełnie jakby myślami był gdzie indziej...(ciekawe gdzie?).

Billy ma niesamowity sluch i jego wiązanki otwierające wieczór są zawsze rewelacyjne.
Ulubione otwarcie to chyba to, kiedy wyjechał w masce Hannibal Lecter i wraz z Anthony Hopkins umawiali się na wspólny obiad po uroczystości...
Wczorajszy wieczór też miał swoje momenty...Jim Rash przyjmujący sztuczną pozę Angeliny Jolie był chyba najlepszy. Jeśli nie liczyć wymykającego się spod kontroli sutka J Lo... No i Cirque de Soleil,  najpiękniej prezentujący się cyrk (chyba) na świecie...

Oskary trafiły tam gdzie trafiły...Holland nie liczyła, mam nadzieję, na główną nagrodę, ten temat był przecież przerabiany przez każdego wiele razy. Natomiast winna jestem ukłon w stronę francuskich linii lotniczych Air France, za wyczucie sprawy i pokazywanie na pokładzie dobre dwa miesiące temu tegorocznego laureata w kategori filmów obcojęzycznych. Brawo, chociaż i tak nic nie było słychać, no bo ten potworny szum silników , ale szampan za to do woli...

Jutro wieczorem w naszym domu premiera Hugo - spłaszczony bedzię sie uprzestrzenniał...

niedziela, 26 lutego 2012

Zwykła ludzka uczciwość

Przy porannej kawie zajrzałam z przyzwyczajenia do polskiej prasy, i co widzę?......sól drogową sprzedawano zakładom mięsnym jako sól spożywczą.  Eh...od razu przypomniałam sobie opowieść szwagra sprzed kilku lat.
Szwagier - rolnik - na jakimś tam targowisku sprzedawał cebulę bodajże. Obok niego ustawił się pan sprzedający kapustę. Ale jakoś mu ta kapusta słabo schodziła, pod koniec dnia rozpaczał do szwagra, że ile mu jeszcze towaru zostało.
- Co się pan martwisz, dasz pan krowom - podpowiedział szwagier, właściciel dużego gospodarstwa mlecznego
- Gdzie krowom, panie, toż to dopiero co pryskane - odpowiedział ten od kapusty.
No i jak, kawa stanęła Wam w przełyku?
Tutaj artykuł o tej nieszczęsnej kiełbasie solonej drogówką.

sobota, 25 lutego 2012

Powroty czyli już mi lepiej

Wrócił. Nic nie powiedział.
Było jednak jasne, że spotkała go przykrość.
Położył się w ubraniu.
Schował głowę po kocem.
Podkurczył kolana.
Ma około czterdziestki, ale nie w tej chwili.
Jest  - ale tylko tyle, ile w brzuchu matki
za siedmioma skórami, w obronie ciemności.
Jutro wygłosi odczyt o homeostazie
w kosmonautyce metagalaktycznej.
Na razie zwinął się, zasnął.

Wisława Szymborska (1923-2012)

********************************************

Sen leczy wszystkie rany...

piątek, 24 lutego 2012

O poecie czyli wtorek-potworek w piątek

(z Poczty Literackiej)

"Źle wyobrażasz sobie poetów. Jak świat światem, nie było takiego, który by na palcach liczył zgłoski. Poeta rodzi się z uchem. Z czymś wreszcie musi się urodzić"

Wisława Szymborska (1923-2012)

******************************************************

Koszmarny wtorek potworek, pomimo piątku.
Idę liczyć rany, przemyśliwać własne słowa, katować się.
Chciałabym aby jutrzejsza sobota była poniedziałkiem. Możebneż to !

Na weselszą nutę - brat jedyny zapodał, że ma 20-30% szansy przyjazdu do Kubałówki na Wielkanoc.
Zaczynamy przygotowania...chyba od peklowania?

czwartek, 23 lutego 2012

Portret Kobiecy czyli na litość boską

Musi być do wyboru.
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha, albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską

Wisława Szymborska (1023-2012)

wtorek, 21 lutego 2012

Mardi Gras czyli Ostatki

I jak się Wam udały faworki względnie pączki?
Moje już zjedzone do wieczornej herbaty, zostały tylko marne, przypalone, pokruszone resztki, które, tradycyjnie już, zostaną pożarte jutro rano. Powtórka z rozrywki będzie na półpoście.
Przypomniało mi się jak dawno temu, z rodzeństwem ciotecznym chodziłam po wsi jako baran. Wołaliśmy - przyszły dziatki na Ostatki, co nie mają ojca, matki, dajcie pączka na widelec, bo jutro Popielec!
Strasznie się wstydziłam bo przezywali mnie od "miastowych", wstydziłam się tego miasta. Ale pączków nazbieraliśmy całe kosze, aż dziw, że bólu żołądka nie pamiętam.
Czasami to bym chciała takiego postu z dziada pradziada, przed którym to garnki się tłukło aby nawet odrobina tłuszczu do potraw się nie dostała. Ale czasy inne, garnki bardziej trwałe, raz na rok nie godzi się wymieniać.
Także świętuję te Ostatki jak umię, pijąc ostatni w tym roku kieliszek ulubionego wina, jedząc ostatnie słodkości.
Jutro zrobią mi na czole krzyż z popiołu , wyciągnę z pólki Reymonta (jak ja go znajdę w tym bałaganie?) i jak co roku zacznę czytać "Wiosnę".

O poprawności pisania czyli pomidorowa na orientalną nutę

(z Poczty Literackiej)

"Tęsknię za życiem, choć żyć nie umiem (ę), Tęsknię za piwem, choć pić nie umiem (ę)"... - Warianty proponowane w nawiasach wydają nam się słabsze.

Wisława Szymborska (1923-2012_


*******************************************************

Dzisiaj zapodam Wam przepyszny przepis na zupę pomidorową inaczej. Inspirację znalazłam tutaj, poczyniłam z własnymi wariacjami. Trzeba zacząć od tego, że miałam już nagotowany pyszny bulion na bazie kurczaka i korzenia imbiru (organiczny kurczak, spory kawałek korzenia imbiru - dobrze wymyć ale nie obierać ze skórki - pokrojony w talarki, seler naciowy, cebula , pieprz, posolić przed końcem gotowania).
Mam spory garnek w którym zazwyczaj gotuję zupy, także mój przepis jest na mniej więcej dwa litry płynu :D

* 2 litry bulionu (jak wyżej lub według upodobania)
* 2 małe puszki przecieru pomidorowego
* 1 puszka (400 ml) mleka kokosowego
* garść zielonej kolendry do posypania przed podaniem.
Mleko kokosowe czyni tą zupę niezwykle delikatną, zmienia smak ale nie obezwładnia.
Do zupy była wkładka w postaci klopsików z indyka, gotowanych również na imbirowym wywarze.

* 1/2 kg. mielonego indyka.
*2 łyżki płatków owsianych (nie moczyłam, dodałam suche)
* 1 łyżeczka startego imbiru
*garść drobno posiekanej kolendry
* sól i pieprz do smaku

Wszystkie składniki dokładnie mieszamy, formujemy z nich małe kuleczki, które następnie gotujemy przez 10 minut na uprzednio do tego celu odlanym wywarze.  Ja swoje ugotowane klopsy wrzuciłam do zupy. Dodatkowo miałam ugotowany ryż, bo w moim domu pomidorowa bez ryżu to nie pomidorowa...
Zajadali się wszyscy, nawet goście!

A teraz już lecę gotować następną zupę i smażyć faworki!

niedziela, 19 lutego 2012

Tortury czyli drżenie matki

Tortury


Nic się nie zmieniło.
Ciało jest bolesne,
jeść musi i oddychać powietrzem i spać,
ma cienką skórę, a tuż pod nią krew,
ma spory zasób zębów i paznokci,
kości jego łamliwe, stawy rozciągliwe.
W torturach jest to wszystko brane pod uwagę.

Nic się nie zmieniło.
Ciało drży jak drżało...(...)

Wisława Szymborska (1923-2012)

**************************************************
Kolejna impreza, kolejne drżenie, kolejna nieprzespana noc.
Chyba wolałam jak byli w pieluszkach i mieli temperaturę...

sobota, 18 lutego 2012

Jedzą, ale nie wiedzą czyli moja nowa, tymczasowa biblioteka.

Jedzą, ale nie wiedzą

(...) Notablom wolno się było upijać do woli, przy każdej okazji i również z braku tejże. Lud ciężko pracujący był w tym zakresie dużo mniej uprzywilejowany. Ale co cztery lata następował dzień, w którym wszyscy (nawet dzieci) mogli pić na umór i oddawać się zakazanym breweriom. Bardzo mi to przypomina greckie bachanalia. Z tym tylko, że winorośl owocuje co roku, więc w Grecji co roku się odbywały. A narkotyki? O używaniu ich podczas wystawnych biesiad pisali ze zgorszeniem konkwistadorzy. Gdyby lepiej znali starożytne obyczaje świata , z którego przybyli, gorszyliby się trochę mniej. Bo czymże były przypisywane olimpijskim bogom nektar i ambrozja? Czymże dodawali sobie animuszu starożytni wieszczkowie? Podobno z pieczar Pytii i Sybilli  buchały jakieś kłęby dymu. Wątpię, żeby pochodziły z przypalonego mleka...

Wisława Szymborska (1923-2012)
Nowe Lektury Nadobowiązkowe
Susana Osorio - Mrożek
Meksyk od kuchni - Książka niekucharska
Wydawnictwo Universitas, Kraków 1999

*******************************************************
Jakby ktoś natrafil w jakimś antykwariacie, ewentualnie na pchlim targu, bardzo proszę o zakup z myślą o mnie. Chętnie dodam do mojego księgozbioru. Księgozbioru, który dzisiaj apetycznie otacza mnie, obejmuje, kiedy siedzę przy jadalnianym stole. Przed chwilą spałaszowaliśmy polędwiczki wieprzowe w grzybowym sosie, z kaszą gryczaną i ogóreczkiem kiszonym, w otoczeniu ponad tysiąca książek, które na okazję kładzenia desek w bibliotece przywędrowały do stołowego. Atmosfera jest iście królewska. Spożywamy posiłki w otoczeniu naszych najlepszych przyjaciól, niedoścignionych wzorców, towarzyszy podróży, obiektów cichych westchnień i uwielbienia długimi, nieprzespanymi nocami. Jakimś przedziwnym trafem cały ten tabun wyniesiony z remontowanego pokoju i zdeponowany wokół stołu wcale nie uczynił naszego jadalnianego mniejszym. Wręcz przeciwnie - wydaje się, że pokój się rozszerzył, jakby dostosował się rozmiarem do przechowywanego w nim teraz słowa pisanego. Nomen omen - kolor drewna książkowych półek też pasuje, i to do wszystkiego: do stołu, do bordowej barwy ścian, do szafki z fajansem, do drewanianego okna. Ba, pasuje nawet do sosny co pod tym oknem rośnie! Wszyscy zachwyceni jesteśmy tą nową "aranżacją":  nam podoba się bo jest tak staro, jak w jakimś dziewiętnastowiecznym mieszkaniu, Starszemu i Młodszej podoba się , bo wygląda jak na planie filmowym.
Tylko pies plącze się pod nogami wyrażnie niezadowolony. Bo biblioteka to "jego" pokój, to jego królestwo, jego oaza. A teraz ściany ogołocone, miękka wykładzina w śmietniku, lampki dające kojące światło gdzieś przepadły, co prawda w kominku napalili, ale cały ten pokój taki straszny, że nie wchodzę...

piątek, 17 lutego 2012

Kot w pustym mieszkaniu czyli faworki

Kot w pustym mieszkaniu


Umrzeć - tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
o swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

Wisława Szymborska (1923-2012).

**************************************************

Na wczorajszy tłusty czwartek nic nie upiekłam, kupiłam gotowe amerykańskie pączki , sama koncentrując się na sprawach pilniejszych. Dzisiaj smażę faworki, które moje dzieciaki wprost uwielbiają. Piątek, przyjdą znajomi, znowu spędzimy kilka godzin na Gestapo...

środa, 15 lutego 2012

Treść powinna pozostać w szufladzie...

(z Poczty Literackiej)


Wiersze powinny jeszcze pozostać w szufladzie. Księżyc jak broszka już był. Madonny na karuzeli już siedziały. Wiersze też już zaplatały się w wianki. Tak chłonna pamięć przeszkadza w osobistej pracy.

Wisława Szymborska (1923 - 2012)

********************************************
Dzisiaj obiad był o 21:30, także proszę, wybaczcie milczenie.
Danuto - kim jesteś? Ujawnij się, proszę...

wtorek, 14 lutego 2012

Miłość szczęśliwa czyli Życie przez duże Ż

Miłość szczęśliwa

Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
czy to poważne, czy to pożyteczne -
co świat ma z dwojga ludzi,
którzy nie widzą świata?

Wywyższeni ku sobie beż żadnej zasługi,
pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,
że tak stać się musiało - w nagrodę za co? za nic;
światło pada znikąd -
dlaczego właśnie na tych, a nie na innych?
Czy to obraża sprawiedliwość? Tak.
Czy narusza troskliwie piętrzone zasady,
strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca.

Spójrzcie na tych szczęśliwych:
gdyby się chociaż maskowali trochę,
udawali zgnębienie krzepiąc tym przyjaciół!
Słuchajcie, jak się śmieją - obraźliwie.
Jakim językiem mówią - zrozumiałym na pozór.
A te ich ceremonie, ceregiele,
wymyślne obowiązki względem siebie -
wygląda to na zmowę za plecami ludzkości!

Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło,
gdyby ich przykład dał się naśladować.
Na co liczyć by mogły religie, poezje,
o czym by pamiętano, czego zaniechano,
kto by chciał zostać w kręgu.

Miłość szczęśliwa, czy to jest konieczne?
Takt i rozsądek każą milczeć o niej
jak o skandalu z wysokich sfer Życia.

Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.
Przenigdy nie zdołałaby zaludnić ziemi,
zdarza się przecież rzadko.

Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
twierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej.

Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać.

Wisława Szymborska (1923 - 2012)

**************************************************

I jak tam Walentynki?
Nasz kochana Kubałówka dostała nowe deski. Na podłogę. Do biblioteki.
To dopiero będzie Życie dla naszych książek...

poniedziałek, 13 lutego 2012

Służące czyli staroświecka skłonność do czytania tekstów

"Kupiłam tę książkę, niewiele się po niej spodziewając oprócz ilustracji. Te rzeczywiście są dobre. Ale cóż - zachowałam w naszej obrazkowej epoce staroświecką skłonnośc do czytania tekstów przy obrazkach..."

Wisława Szymborska (1923-2012)
Nowe Lektury Nadobowiązkowe
Głupie Klocki

*******************************************************




Fantastyczna książka, wciąga od pierwszego rozdziału i trzyma aż do ostatniego zdania. I nie ma w niej obrazków :D Na te, trzeba udać się do kina...
To historia białych i czarnych kobiet w początku lat sześćdziesiątych na południu Stanów, a konkretnie w Jackson, Mississipi. Książka , która leżała w mojej bibliotece dobre pól roku zanim wreszcie zdecydowałam się spróbować. Dlaczego to ociąganie? Bo chyba trochę się bałam. Nie lubię tej tematyki, nie lubię rozdrapywania ran i pokutnego bicia się w plecy, tudzież nie przyznawania się do problemu. Wolę unikać. Wiedziałam,że książkę będę musiała przeczytać kiedy wyszedł film, chyba wlaśnie wtedy ją kupiłam, ale odłożyłam na półkę, na leżakowanie. Dojrzała niedawno...
Nie zdradzę tajemnicy kiedy powiem, że to książka o pisaniu książki. Młoda, biała panna, wychowana na plantacji bawełny, pełna pewnego rodzaju wrażliwości, zdawałoby się innego niż jej klasowe (dosłownie i w przenośni) koleżanki, postanawia napisać książkę o wzajemnych stosunkach białych pań i ich czarnych gosposi . Z punktu widzenia tych gosposi właśnie. No i zaczyna się dziać. Trzęsienie ziemi, które zmieni życie wszystkich bohaterek i to jeszcze przed zlikwodowaniem segregacji.
Książka pozwoliła mi, niczym przez dziurkę od klucza, podejrzeć stosunki panujące w poludniowych domach 40-50 lat temu. Wiele zrozumiałam, np. to że wcale nie trzeba było być bogatym, aby gosposię posiadać, że nie było to symbolem statusu a jedynie symbolem rasy. Książka, oplatając wątek główny i opowiadając przede wszystkim o stosunkach  społecznych zawiera w sobie też elementy romansu, tragedi i komedi .
Gorąco polecam! Jednak z lepszych jakie ostatnio czytałam.

Książka dostępna jest w języku polskim.

niedziela, 12 lutego 2012

Trzy słowa Szymborskiej i kuchnia Nasierowskiej



Trzy słowa najdziwniejsze


Kiedy wymawiam słowo Przyszłość,
pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości.

Kiedy wymawiam słowo Cisza,
niszczę ją.

Kiedy wymawiam słowo NIC,
stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie.


Wislawa Szymborska  (1923-2012)

***********************************************

Witam z pozycji poziomej. Ponieważ moja bieżnia jeszcze nie za bardzo nadaje się do użytku, rzuciłam się na podłogę w celu zapoznania się z tajnikami pilates. Rezultat - po dwudziestu czterech godzinach koszmarny ból mięśnia, z którego istnienia nawet sobie nie zdawałam sprawy! Do zakwasów to ja tendencje mam od zawsze, niestety. No i trzeba przyznać rację mojej filmowej instruktorce, obiecywała, że ćwiczyć będę mięśnie położone głęboko, mięśnie, których nie znamy. Bingo niestety. Ale  z przyjemnością sobie dzisiaj poleżę, poczytam i pooglądam...

************************************************
Jeden z moich prezentów świątecznych to wznowione wydanie książki Fotografia Smaku Zofi Nasierowskiej i Janusza Majewskiego.
Jakże śliczny podtytuł - 24 obiady dla tych, którzy lubią i nie lubią przyjmować gości.

Zofia Nasierowska to znakomity polski fotograf, specjalizujący się głownie w fotografi gwiazd sceny i ekranu. Taka polska Annie Leibovitz. Skończyła łódzką filmówkę ale pozostała wierna fotografi, w której tajniki wprowadzał ją ojciec. Ona w tej książce gotuje.
Janusz Majewski, mąż Zofi, lwowiak, reżyser i scenarzysta (pamiętacie Królową Bonę, CK Dezerterzy  a ostatnio Małą Maturę ?). On opowiada.
Historia z gotowaniem w domu Majewskich zaczęła się jeszcze w latach 60/70 "socrealu", w ich mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, gdzie schodziła się artystyczna śmietanka stolicy a pani Zofia, na te okazje wyręczając gosposię w kuchni, karmiła wszystkich z autentyczną radością. Po latach przenieśli się na mazurską wieś nad jezioro Laśmiady i otworzyli tam niewielki pensjonat dający Zofi możliwości upustu jej gastronomicznej pasji.
W stronę ich mazurskiej chaty ciągnęli znani i nieznani aby rozkoszować się tobołkami ze szpinakiem, zrazami radziwiłłowskimi z kaszą czy karpiem a'la Marek Kondrat.  Uszami wyobrażni słyszę szczęk sztućców, wolne lanie się czerwonej nalewki do rżniętego kielicha, tąpnięcia dużego, drewnianego stołu,  radosne rozmowy i niekończący się śpiew świerszczy...

Dzisiaj pani Zofia już nie żyje, Morena zmieniła właścicieli i zmieniła także swój charakter. Pozostały książki.

Ta ułożona jest w formie 24 pełnych obiadów do których wprowadzają nas opowieści o ich histori, o produktach, całość uzupełniona rycinami rodem z gazet lat powojennych. Brakuje mi tutaj fotografi stołu i biesiadników, o których tak pięknie opowiadają, ale duet ten dokonał jeszcze kilka książek traktujących o gotowaniu - może tam znajdę to czego tutaj nie ma? Książkę o gotowaniu "czyta się"  przyżądzając poszczególne dania. U mnie na pierwszy ogień pójdą chyba te zrazy radziwiłłowskie podawane w miseczkach z chleba. O rezultatach doniosę...

(uwaga - WSTAJĘ - ałł, ałł, ałł, ale boli...)

sobota, 11 lutego 2012

Szelest dartych testamentów czyli bale młodocianych

Listy umarłych

Czytamy listy umarłych jak bezradni bogowie,
ale jednak bogowie, bo znamy późniejsze daty.
Wiemy, które pieniądze nie zostały oddane.
Za kogo prędko za mąż powychodziły wdowy.
Biedni umarli, zaślepieni umarli,
oszukiwani, omylni, niezgrabnie zapobiegliwi.
Widzimy miny i znaki robione za ich plecami.
Łowimy uchem szelest dartych testamentów.
Siedzą przed nami śmieszni, jak na bułkach z masłem,
albo rzucają się w pogoń za zwianymi z głów kapeluszami.
Ich zły gust, Napoleon, para i elektryczność,
ich zabójcze kuracje na uleczalne choroby,
niemądra apokalipsa według świętego Jana,
fałszywy raj na ziemi według Jana Jakuba...
Obserwujemy w milczeniu ich pionki na szachownicy,
tyle, że przesunięte o trzy pola dalej.
Wszystko, co przewidzieli, wypadło zupełnie inaczej,
albo trochę inaczej, czyli także zupełnie inaczej.
Najgorliwsi wpatrują się nam ufnie w oczy,
bo wyszło im z rachunku, że ujrzą w nich doskonałość.

Wislawa Szymborska (1923-2912)

***************************************
Młodsza zaprosiła do domu szarańczę - trzy koleżanki. Leżą przed spłaszczonym i rżą, ogladając SNL.
Starszy wybył na prywatkę. 50 km. w jedną stronę. Oczywiście, że będzie alkohol.
Czeka mnie noc drżenia. Prosiłam, że jeśli rano będzie niezdatny do prowadzenia, żeby zadzwonił. Zrozumiem, pojadę.

piątek, 10 lutego 2012

Możebneż to? czyli Szymborska rozbudowuje moją polszczyznę.

(Z Poczty Literackiej)

W świecie żywych wszystko jest możliwe, ale w świecie umarłych? Ta druga dziedzina, kochany Waldku, wymaga od poety pedantycznego znawstwa i ścisłości. Piszesz : "Idą przez pola czarne upiory, brną po ugorach raniąc stopy..." Możebneż to? Przecie upiór nie jest zdolny do zranienia się w nogę! To szczegół znany tak powszechnie, że nawet encyklopedie pomijają go milczeniem.

Wisława Szymborska (1923-2012)

*****************************************************

Możebneż to ? : D  Cóż za piękne sformułowanie, muszę je wdrożyć do swojego dziennego słownika.
"Kochanie, znowu skarpetki na środku dywanu, możebneż to?" Coraz bardziej lubię Szymborską!
Idę oglądać Czas Honoru, ale tak bez przekonania...

czwartek, 9 lutego 2012

"Pogrzeb" Wisławy Szymborskiej

"tak nagle, kto by się tego spodziewał"
"nerwy i papierosy, ostrzegałem go"
"jako tako, dziękuję"
"rozpakuj te kwiatki"
"brat też poszedł na serce, to pewnie rodzinne"
"z tą brodą to bym pana nigdy nie poznała"
"sam sobie winien, zawsze się w coś mieszał"
"miał przemawiać ten nowy, jakoś go nie widzę"
"Kazek w Warszawie, Tadek za granicą"
"ty jedna byłaś mądra, że wzięłaś parasol"
"cóż z tego, że był najzdolniejszy z nich"
"pokój przechodni, Baśka się nie zgodzi"
"owszem, miał rację, ale to jeszcze nie powód"
" z lakierowaniem drzwiczek, zgadnij ile"
"dwa żółtka, łyżka cukru"
"nie jego sprawa, po co mu to było"
"same niebieskie i tylko małe numery"
"pięć razy, nigdy żadnej odpowiedzi"
"niech ci będzie, że mogłem, ale i ty mogłeś"
"dobrze, że chociaż ona miała tę posadkę"
"no, nie wiem, chyba krewni"
"ksiądz istny Belmondo"
"nie byłam jeszcze w tej części cmentarza"
"snił mi się tydzień temu, coś mnie tknęło"
"niebrzydka ta córeczka"
"wszystkich nas to czeka"
"złóżcie wdowie ode mnie, muszę zdążyć na"
"a jednak po łacinie brzmiało uroczyściej"
"było, minęło"
"do widzenia pani"
"a może by gdzieś na piwo"
"zadzwoń, pogadamy"
"czwórką albo dwunastką"
"ja tędy"
"my tam"

Wisława Szymborska (1923-2012)


środa, 8 lutego 2012

100 minut dla urody czyli niesamowita Szymborska

Sto minut dla własnej urody? Co dzień?  Na taki luksus, mój ty puchu marny, zawodowo pracujący, zamężny i dzietny, nie zawsze możesz sobie pozwolić.  Ale nawet gdybyś jakoś mogła, to i tak po pobieżnej lekturze książki przekonasz się, że wcale tu o żadne sto minut nie chodzi.  Chodzi o dwadzieścia cztery godziny na dobę.  Myśl o własnym wyglądzie nie powinna cię opuszczać nawet wtedy, gdy myślisz o czymś innym. Chodząc powinnaś stale uważać jak chodzisz, siedząc,  jak siedzisz , i leżąc , jak leżysz. Nawet stojąc w kolejce, kochanie, musisz stać z korzyścią dla zdrowia i urody. W tym celu, cytuję: "Pięty łaczysz razem, palce u stóp rozsuwasz na szerokość własnej pięści, głowę wyciągasz z ramion w górę" - i tak dalej, aż dojdziesz do lady, załadujesz towar w siatę i odejdziesz. Ale uwaga, cytuję znowu: "Odchodzenie z kolejki też może być ćwiczeniem poprawnej postawy. Idziesz z dumnie podniesioną głową, klatka piersiowa uwypuklona, każdy krok zaczynasz z biodra, a nie z kolana..." Nie ciesz się jednak, że po powrocie do domu wolno ci będzie przejśc z kolejkowej postawy do spocznij. Wypukłość biustu obowiązuje cię nadal, a na dumnie podniesioną głowę  spadają dodatkowe obowiazki, cytuję: "Przenosząc cokolwiek z pokoju do kuchni czy z pokoju do pokoju, ułóż to na wierzchu głowy i podtrzymuj prawą i lewą ręką na zmianę..." W chwili gdy niczego nie przenosisz, załóż ręce do tyłu i chadzaj sobie stawiając cztery kroki zwykłe, cztery na placach i cztery na piętach, i tak na przemian, póki się da. Pożądane jest również abyś "w każdej wolnej chwili" ćwiczyła mięśnie szyi  przez bezgłośne, ale za to wyraziste otwieranie ust, tak jakbyś wymawiała samogłoski o, u, i.  Zaniepokojonemu tym wszystkim mężowi powinnaś wyjaśnić z miłym uśmiechem na twarzy obłożonej właśnie truskawkami czy twarożkiem, że robisz to dla niego, żeby miał zawsze ładną i młodo wyglądającą żonę. W łóżku powinnas znaleźć się już o dziesiątej, zasypiając na wznak z rękami ułożonymi wzdłuż ciała. Mąż twój będzie początkowo próbował wytrącić cię z tej sarkofagowej pozy, tak pożytecznej dla mięśni, ścięgien i szkieletu. Po paru tygodniach da ci jednak spokój, a po kilku miesiącach wyniesie się z domu, dzięki czemu zyskasz więcej przestrzeni mieszkalnej i będziesz mogła wzbogacić codzienną gimnastykę o biegi i skok w dal. A czy wiesz, z kim on sobie zamieszka, ten twój mąż? Nie zgadniesz, choćbyś sto lat zgadywała. Z tą Bożeną, która krok zaczyna z kolana, w kolejkach stoi ze zwieszoną głową i w ogóle, wyobraż sobie, wygląda na swoje lata...

Wisława Szymborska (1923-2012)
Lektury Nadobowiązkowe, 
"Sto minut dla urody" - Zofia Wędrowska
Wydanie czwarte, "Sport i Turystyka"
Warszawa 1978

wtorek, 7 lutego 2012

Niektórzy lubią poezję czyli samo zdrowie

Niektórzy lubią poezję

Niektórzy - 
czyli nie wszyscy.
Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość.
Nie licząc szkół gdzie się musi,
i samych poetów,
będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.

Lubią - 
ale lubi się także rosół z makaronem,
lubi się komplementy i kolor niebieski,
lubi się stary szalik,
lubi się stawiać na swoim,
lubi się głaskać psa.

Poezję - 
tylko co to takiego poezja.
Niejedna chwiejna odpowiedź
na to pytanie już padła.
A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego
jak zbawiennej poręczy.

Wisława Szymborska (1923-2012)

*****************************************************
 Poezja zdrowa jest dla ciała, uspokaja, zwalnia nas, zmusza do zadumy.
Soczewica również jest zdrowa, chociaż działa w inny sposób.
Zawiera dużo błonnika regulującego naszą przemianę materii, dużo białka. Obniża poziom cholesterolu i poziom cukru we krwi - trawi się długo, stabilizując krzywą cukrową, zapewniając nam przedłużające się uczucie sytości. A jak jeszcze dodamy do niej ostrą przyprawę curry - to już prawdziwy miód w gębie.

OSTRA ZUPA Z CZERWONEJ SOCZEWICY

* 1 łyżka oliwy z oliwek
* 1 cebula, w kosteczkę
* 3 ząbki czosnku, przez praskę
* 2 łyżki stołowe drobno pokrojonego świeżego korzenia imbiru
* 1 papryczka jalapeno, nasionka usunięte i drobno pokrojona (proponuję pracę w rękawiczkach)
* 1 1/2 łyżek curry
* 1 łyżeczka cynamonu
* 1 łyżeczka kminu rzymskiego (cumin)
* 2 listki laurowe
* 1 1/2 szlanki czerwonej soczewicy, uprzednio wypłukanej
* 8 szklanek wywaru (użylam wywaru z kurczaka)
* 2 łyżki soku z cytryny
* zielona pietruszka lub kolendra do posypania przed podaniem

W dużym garnku podgrzewamy olej, dodajemy cebule i lekko szklimy. Dodajemy pozostałe przyprawy i gotujemy mieszając około 5 minut.  Dodajemy soczewicę i wywar, doprowadzamy do wrzenia i gotujemy az soczewica będzie miekka i zacznie się rozpadać (30-45 minut). Gdy soczewica jest miękka wyławiamy listki laurowe, dodajemy sok z cytryny, doprawiamy solą i pieprzem do smaku, wrzucamy kolendrę i gotowe!
Smacznego...




poniedziałek, 6 lutego 2012

Nie piszemy dla siebie czyli Danuty Wałęsy marzenia i tajemnice

(Z Poczty Literackiej)

Nie, nie, nie, nikt nie pisze "dla siebie", po co ta mistyfikacja? Wszystko, począwszy od obwieszczenia kredą na murku, że "Juzek jest głópi", a na Józefie i jego braciach skończywszy, powstało z przemożnej chęci narzucenia innym swoich myśli. "Dla siebie" spisujemy co najwyżej adresy w notesie, a jeśliśmy krzepkiego ducha , to jeszcze i zaciągnięte długi.

Wisława Szymborska (1923-2012)

**************************************************


"Marzenia i tajemnice" kupiłam mamie w prezencie gwiazdkowym. Tak trochę z przekory, bo mama nie lubi Wałęsy. Książkę natychmiast pożyczyłam, czytając w każdej wolnej chwili od Gwiazdki do Sylwestra. Pokaźnych rozmiarów jest a ja tych wolnych chwil nie miałam za dużo  - nie wyrobiłam się. Zostałam zmuszona do zakupu własnego egzemplarza i przywiezienia następnych dwóch kilogramów słowa drukowanego - o dziwo, K nie ironizował, nie skrzywił się nawet kiedy pan na Okęciu kazał mu pędzić do kasy i wpłacić 70 euro na korzyść linii lotniczych, na okazję posiadania przez nas pokaźnego nadbagażu. A niech tam, przewoźnik ma szmal ale ja mam książki :D
Czyta się bezwysiłkowo i wciąga. Czasami drażni zbyt kanciastymi zakończeniami - tematu, rozdziału - ale chwała panu  Adamowiczowi, który książkę zredagował, że zbytnio się w język i składnię pani Wałęsowej nie wtrącał. Przynajmniej tak wygląda, bo naprawdę to trudno powiedzieć jak było, może wtrącał się bardzo? Autorka pisze, że jest kobietą prostą . Tekst pasuje do tego stwierdzenia. Książka powstawała ponoć przez okres dwóch lat i czasami miałam wrażenie, że pewne tematy zostały napisane nie do końca a póżniej do nich wracano, nie pamiętając już o pierwotnym założeniu, początkowy zamysł gdzieś się rozpływał.
Ciekawie czyta się o tej wielodzietnej rodzinie "od środka" i wolałabym aby w książce tej mniej było o polityce, o której pani Wałęsowa mówi, że nie lubi, a więcej o codziennym życiu. O tym jak na przykład radzili sobie rano w łazience? Czy obiady jedli w turach?, bo przecież mieszkanie było malutkie? Dobrze było przeczytać o tym, że w pewnym momencie potrzebowali pomocy do dzieci - ja mam dwoje i sobie nie radzę! Czy wierzę, że nie przejmowała się zatrzymaniami/internowaniem męża? Chyba nie do końca, ale jeśli naprawdę tak było to szczerze zazdroszczę . Z książki patrzy na mnie naprawdę silna kobieta, może nawet kobieta zimna, która nie miała łatwego do współżycia męża. Ciekawe jest to, że o Wałęsie pisze chłodno, nie wyczuwam w jej słowach uczucia. Przedstawiła go raczej jako typowego męskiego szowinistę, którego jedynym obowiązkiem było zarabianie pieniędzy. Dlaczego w związku z tym zdecydowała się na tak liczną rodzinę? Nie wygląda mi na osobę bez świadomości co do tego procesu. A może po prostu oceniam ją względem siebie, a dla mnie ta wzajemna miłość, uczucie do osoby z którą dzielę życie jest najważniejsze...
Dużo zdjęć, które do mnie przemawiają silniej niż słowo pisane.

Danuta Wałęsa
"Marzenia i Tajemnice"
Wydawnictwo Literackie
Listopad 2011

niedziela, 5 lutego 2012

Do serca w niedzielę czyli święto futbolu amerykańskiego

Dziekuję ci, serce moje,
że nie marudzisz, że się uwijasz
bez pochlebstw, bez nagrody,
z wrodzonej pilności.

Masz siedemdziesiąt zasług na minutę.
Każdy twój skurcz
jest jak zepchnięcie łodzi
na pełne morze
w podróż dookoła świata.

Dziekuję ci, serce moje,
że raz po raz
wyjmujesz mnie z całości
nawet we śnie osobną.

Dbasz, żebym nie prześniła się na wylot,
na wylot,
do którego skrzydeł nie potrzeba.

Dziękuję ci, serce moje,
że obudziłam się znowu
i chociaż jest niedziela,
dzień odpoczywania,
pod żebrami
trwa zwykły przedświąteczny ruch.

Wisława Szymborska  (1923-2012)

***********************************************
W Stanach sportowa niedziela  - Superbowl Sunday.
Piwo leje się strumieniami. Pizzernie nie wyrabiają z realizacją zamówień. W kościołach na wieczornych mszach puchy. Ulice opustoszały. Szklana pogoda, szyby niebieskie od telewizorów. Najdroższe reklamy mają swoją premierę lub jednorazowy pokaz. Śmiesznie, nic z tego nie rozumiem...

sobota, 4 lutego 2012

Maszynopis czyli...

(z Poczty Literackiej)


"Nie tylko rękopisy bywają nieczytelne, maszynopisy też. Przysłała Pani chyba dziesiątą odbitkę. Litości, oczu nawet za dewizy nie sprzedają. Z początku myśleliśmy, że włożyła Pani do koperty menu restauracyjne. Bo w naszych zakładach zbiorowego żywienia wyraźne kopie wędrują z reguły do księgowości, a gorsze do drżących rąk klienta"

Wisława Szymborska  (1923 - 2012)

************************************
W domu grupa (pokaźna) młodzierzy zebrała się aby kręcić film.
Szykuje się bezsenna noc...właśnie nagrywają scenę topienia...

piątek, 3 lutego 2012

Poszłam do kina czyli Misja Sherlocka Holmesa

Nazajutrz - bez nas

Poranek spodziewany jest chłodny i mglisty.
Od zachodu
zaczną przemieszczać się deszczowe chmury.
Widoczność będzie słaba,
szosy śliskie.

Stopniowo, w ciagu dnia,
pod wpływem klina wyżowego od północy
możliwe już lokalne przejaśnienia.
Jednak przy wietrze silnym i zmiennym w porywach
mogą wystąpić burze.

W nocy
rozpogodzenie prawie w całym kraju,
tylko na południowym wschodzie
niewykluczone opady.
Temperatura znacznie się obniży,
za to ciśnienie wzrośnie.

Kolejny dzień
zapowiada się słonecznie,
choć tym, co ciągle żyją
przyda się jeszcze parasol.

Wisława Szymborska (1923-2012)

(Zafunduję sobie miesiąc utworów poetki. Wszytkie tomy jakie mam wyciagnięte z biblioteki, łatwo dostępne dla oczu ciekawych . Dziatwa czytać potrafi, może się zainteresuje?).



*********************************


Nie chodzę zbyt często do kina, ale zawsze nawiedzam ten przybytek w styczniu i w lutym, zanim Akademia rozda swoje złote statuetki.  Śmiesznie trochę, bo niekoniecznie oglądam filmy pretendujące, staram sie natomiast zobaczyć filmy "akcji", które na wielkim ekranie prezentują się znacznie lepiej niż na naszym spłaszczonym.  Udało mi się niedawno zobaczyć Mission Impossible #4 a dzisiaj wybraliśmy się z K na Sherlocka.
Misja  lepsza, i to wcale nie dlatego, że wolę Toma. Przeciwnie, wolę Roberta. Jest ciekawszy, bardziej pociągający, bardziej męski, bardziej tajemniczy. Zdecydowanie  podobał mi sie Sherlock pierwszy, kiedy film zaskakiwał swoją kolorystyką, zaskakiwał głównym bohaterem, był tajemniczy, trochę metafizyczny , taki z innego świata. Zobaczony dzisiaj Sherlock za bardzo zszedł na ziemię, wmieszał się w politykę (OK, niechcący, ale zawsze) a Moriarty to juz dla mnie był czysty Rumsfeld ("na wojnę chcę produkować naboje i bandaże"). No i ci Niemcy. I wiele scen wyglądających jak żywcem wyjętych z gier komputerowych. Nie wiem, może za stara już jestem na takie filmy? Robiony pod publikę młodszą? A przecież Robert jeszcze o parę lat starszy jest niż ja...;-). Cyganka była rewelacyjna. No i scena brata Sherlocka z panią Watson - perełka. Ale tylko tyle.
 Misja natomiast mnie nie zawiodła, mimo iż do głównego bohatera po cichu nie wzdycham. To chyba najlepsza produkcja tej serii jak do tej pory. Efekty specjalne REWELACYJNE, super realistyczne (jak on , cholera jasna, dynda na tym wieżowcu trzymając się tylko jedną reką???). No i końcówka naprawdę fajna, chociaż dla mnie niezrozumiała, bo ja bym tak nie mogła. 
Jeśli macie w tym roku miejsce na tylko jeden film akcji, zdecydowanie polecam Misję.
Na mnie czeka jeszcze Dziewczyna z tatuażem w wersji z Bondem. Szwedzką produkcję już widziałam (wszystkie trzy odcinki dostępne są na "streaming" na Netflixie) i nawet, nawet. Redaktor/detektyw super - notabene występuje też w Misji! Może dlatego tak mi się podobała ? :D

czwartek, 2 lutego 2012

Wisława Szymborska czyli osoba o niesamowitym poczuciu chumoru

(z Poczty Literackiej)

"Lekarzom dobrze, zawsze mogą przepisać jakieś pigułki. Dla naszej branży Polfa niczego nie wymyśliła.
Polecamy więc gramatykę języka polskiego trzy razy dziennie po jedzeniu"

Wisława Szymborska
1923-2012

*******************************

Słońce świeci jak szalone, roziskrzając świeżo co opadłą biel śniegu.W związku z czym Punxsutawney Phil oświadczył światu że jeszcze 6 tygodni zimy. Niech będzie.
Chleb rośnie na piecu...

środa, 1 lutego 2012

Dobrze mi czyli czas wolny nie reglamentowany

Dobrze mi!
Wyleguję sie w pieleszach delektując się kilkoma wolnymi dniami. Wczoraj była pani Jola, także dom lśni. Rozchodzi się po nim delikatna woń ziół wszelakich -  wieczorem piekłam pasztet z czerwonej soczewicy, nie wiedziałam, że bonusem tego zajęcia będzie ta boska aura dla powonienia. Mleko prosto od krowy nastawione, będzie ser.  Wertuję wirtualne strony w poszukiwaniu przepisów na chleb żytni.  Ktoś  wpadł pożyczyć kapelusz. Kończę wspomnienia Wałęsowej. Fajnie jest, nic nie muszę, mam czas, chce mi się.
Dobrze mi!