wtorek, 24 maja 2011

Deszcz wiosenny

"Jakaż dziwna była pogoda tego lata. Deszcze i mgły, porywiste wiatry i zimne noce, ciemne poranki i przytłaczające popołudnia. Dzisiejsze było nawet bardziej niż przytłaczające! Nastrój grozy wisiał w atmosferze i potęgował się z kwadransa na kwadrans. Kiedy Ida szła ulicą Krasińskiego, czuła ciężki, wilgotny oddech wiatru pchającego się przez wąwóz ulicy. Ciemnofioletowe chmury przykrywały szczelnie całe niebo, przelewając się w miejscu i kłebiąc nad dachami jak brudny pył. Dalekie światło, przesiane przez tę fioletową warstwę, przesycało powietrze niesamowitym stłumionym blaskiem"

(Malgorzata Musierowicz, Ida Sierpniowa - Sobota, 4 Sierpnia)

Od zawsze lubiłam deszcz. Nie wiem czemu, może daje mi większe poczucie bezpieczeństwa niż sloneczne, bezchmurne niebo? Bo moge się schować w czeluściach prochowca, kaloszy, parasola?
W deszcz można się ubrac na przekór wszystkiemu i nikt sie nie zdziwi - no bo może nie zdążyla, wypadła na ten deszcz nagle i dlatego chwyciła parasol z dziurami?
Pamiętam, kiedy w wieku lat nastu zamieniłam się z Kaśką Ż. na kalosze - oddałam jej swój jeden czerwony w zamian za co dostałam od niej żółty. I chodziłam w tych kaloszach kilka lat.

Rano poleciałam do kościoła odziana w czerwony polar, cygańską spódnice nadgryzioną zębem czasu, stare skórzane trepy i żółtą kurtkę przeciwdeszczową. Spod całego tego kolorowego odzienia wystawały gołe kostki. Przypomniała mi się Elżbieta G, z którą wiele lat temu spędzałam lato w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Miała chyba tyle lat co ja teraz. Odziana w podobną niedbałość - do dzisiaj pamietam czerwoną, sztruksową koszulę z wielką dziurą, z której wystawał łokieć - stała pod brezentową plandeką na którą spływały potoki deszczu, mieszając w wielkim garze żołty ser, który właśnie przerabiała na topiony. Bo czego jak czego, ale sera żołtego było wtedy pod dostatkiem...

" Deszcz lał obrzydliwie. Ida, schowana pod starym parasolem mamy, pognała w góre ulicy Roosevelta. Przy Dąbrowskiego, na rogu, mieścił się w podziemiach rozległy sklep 'Delikatesów'.
Od kilku lat, co prawda, tytuł 'Delikatesy' zdjęto cichcem ze sklepowego szyldu, co było najzupełniej zrozumiałe dla każdego, kto musiał zaopatrywać się w tej placówce. Ale - choć pozbawiona treści i legalności - nazwa pachnąca dobrobytem utrzymywała się wciąż w świadomości nie tracących nadziei klientów".

(Malgorzata Musierowicz, Ida Sierpniowa - Czwartek, 2 Sierpnia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz